Dziewczyny tak piszę do was ... bo już sama ze sobą zgłupiałam.
Zawsze byłam bardzo temperamentną dziewczyną, nie mając Tż potrzebowałam przyjemności więc masturbacja była na porządku dziennym, ba... czasami nawet kilka razy dziennie. Mam Tż będzie niedługo 1,5 roku, dobrze mi z nim, ale czasami nie mając jego a spore potrzeby to też odczuwałam potrzebę samozaspokojenia. A ostatnio nie wiem co się ze mną dzieje:
- to co w wykonaniu Tż sprawiało mi ogromną przyjemność nie rusza mnie... tak po prostu. On się stara nawet coraz bardziej, jest pomysłowy itd itp... a mi aż głupio bo nie umie mu wytłumaczyć co się stało i czemu coś rusza mnie mniej by nie powiedzieć wcale.
-masturbacja=0. Moje potrzeby od jakiegoś miesiąca równają się zero....
Najpierw była praca więc myślałam, że to kwestia zmęczenia (chociaż i wtedy miałam więcej ochoty niż teraz...), a teraz śpię dużo, jestem wypoczęta, zrelaksowana, nie mam większych stresów, żyję dobrze z Tż, nie mamy spięć nie kłócimy się jest wspaniałym facetem, którego kocham... Nie biorę tabletek anty chociaż razem z następnym okresem zamierzam.
Dlaczego moje libido z dnia na dzień sięgnęło dna i stałam się oziębła? I co ja mam u licha z tym zrobić... To temat zupełnie mi obcy, który wziął się znikąd i pojęcia nie mam co począć
Miał ktoś podobną sytuację? Minęło z czasem? Bo mi brakuje dawnej siebie i tego dreszczyku kiedy Tż jest blisko ( i to nie Tż wina bo na myśl o jakimś innym facecie to już w ogóle kompletnie nic nie czuje).
Tym bardziej, że nie wiem gdzie szukać przyczyny... A ten stan mnie niesamowicie irytuje
