|
Zakorzenienie
Zarejestrowany: 2005-11
Lokalizacja: centrum
Wiadomości: 4 194
|
rodzice i ich wtrącanie się w moje dorosłe życie
Z premedytacją zakładam ten wątek tu a nie na plotkowym. Zależy mi na wypowiedziach tych starszych a nie młodszych nastolatek, mających własne rodziny, obowiązki i problemy.
Otóż jestem mężatką z 13 letnim stażem małżeńskim i 12 letnim synem. Mieszkamy sami od 10 lat, oboje pracujemy i samodzielnie się utrzymujemy. Nie korzystamy z finansowej pomocy rodziców. Tymczasem ze strony moich rodziców ciągle słyszymy tylko reprymendy, wieczne pretensje, pouczenia, wskazówki, rady. A to, że zbyt rzadko Ich odwiedzamy (raz w tygodniu, sobotni lub niedzielny obiad), a to, że ich nie szanujemy (bo jak śmiemy mówić NIE, lub mieć w ogóle swoje zdanie, odmienne od ich zdania), a to, że źle wychowujemy swoje dziecko (zadając mu kary na przykład lub obarczając go pewnymi obowiązkami np. słanie łóżek, kiedy ma do szkoły na popołudnie), lub też ograniczamy ich kontakt z wnukiem (bo zamiast przywieźć go do nich po szkole, lub przed szkołą wychodzimy z założenia że na tygodniu należy poświęcić czas na naukę i odrabianie lekcji). Rzeczywiście poza tym sobotnim lub niedzielnym obiadkiem nie mamy najzwyczajniej czasu na takie odwiedziny. Syn poza zajęciami w szkole chodzi na basem i na treningi piłki nożnej więc także nie cierpi na nadmiar wolnego czasu. Na punkcie mojego syna a Ich wnuka mają.... Kiedy dostanie dwóję lub jedynkę to nie dlatego, że nie był przygotowany, tylko dlatego, że ta pani go nie lubi, a tamta się na niego uwzięła. Krytykują nas (my w waszym wieku nie mieliśmy samochodu a znajdowaliśmy czas na to i na tamto), naszych znajomych, kolegów męża i moje koleżanki. Mam wrażenie, że z ich punktu widzenia byłoby najlepiej gdyby nasze kontakty towarzyskie ograniczały się tylko do kontaktów z Nimi. Ostatnio np. dostałam burę za to, że zamiast przeprosić klienta, u którego byłam, wyjść na korytarz i porozmawiać z mamą - powiedziałam, że jestem zajęta i oddzwonię jak tylko będę mogła. Mama chciała tylko zapytać czy może pojechać po mojego syna i zawieźć go do siebie. Powiedziałam, że to nie ma sensu, bo za godzine będę w domu (chodziło o to, żeby nie był sam w domu) - w odpowiedzi usłyszałam, że w takim razie będą zmuszeni wymóc na mnie kontakty z wnukiem przed sądem - nota bene nie zabraniam im odwiedzania mojego dziecka.
Mam nadzieję, że to co napisałam nie jest zbyt zagmatwane. Dodam jeszcze tylko, że JESTEM JEDYNACZKĄ a mój syn to ich jedyny wnuk. Próbowałam tłumaczyć im, żeby przestali się do nas wtrącać i nie ingerowali w nasze życie, ale to na nic. Mówiłam im też, że ograniczę z Nimi kontakty do minimum (z tego akurat nie jestem dumna, ale dzisiaj mój tato doprowadził mnie taką gadaniną prawie do szału), jeśli nie zmienią w końcu stosunku do mnie - "my jesteśmy za starzy, żeby się zmieniać to ty się zmień, jesteś bezczelna, uparta, nie dasz sobie nic przetłumaczyć, myślisz, że pozjadałaś wszystkie rozumy, to, że skończyłaś studia nie znaczy, że już wszystko wiesz, my próbujemy dawać ci tylko rady, po co masz się uczyć na błędach, posłuchaj nas, my jesteśmy mądrzejsi, nie widzisz, że popełniasz błędy a my próbujemy cię przed nimi przestrzec, musisz nas wysłychać itd, itd".
A ja chciałabym popełniać te błędy i uczyć sie na nich, za karę przez tydzień zabronić dziecku dostępu do komputera i nie musieć się z tego tłumaczyć - chciałabym, żeby wszystko było normalnie, w końcu to moi rodzice i kocham ich, ale pomału tracę wiarę w to, że się uda. Wszystko jest dobrze do momentu kiedy się z Nimi zgadzam i mówię tak.
Chwilami sytuacja bardzo przypomina relację Judyty z rodzicami w "Nigdy w życiu" - tyle że u mnie jest 7 razy gorzej .
|