Witam!
Postanowiłam napisać do Was moje drogie Wizażanki, ponieważ mam problem, który spędza mi sen z oczu. Moja sytuacja jest następująca...
Marzę o dziecku. Okres spóźniał się już dwa tygodnie, a ja chodziłam z głową w chmurach zatapiając się w myślach o tym, jak będzie przebiegała ciąża, poród i jak to będzie, kiedy ten cudowny mały człowieczek z nami zamieszka. Byłam zachwycona myślą, że w końcu spełnią się moje marzenia o ślubie, dziecku i cudownym facecie u mego boku, który... nie okazał się tak cudowny, jak by się wydawało...
Zrobiłam pierwszy test. On nalegał, żeby zrobić go "w tej chwili", a kiedy pojawiła się tylko jedna kreska odetchnął z ulgą. Jednak ja mówię, że to jeszcze nie koniec. Bo test powinno się zrobić rano. Uspokojony myślą o tym, że dziecka nie będzie już się nie denerwował, oddzielił tę przygodę "grubą krechą" i żył sobie dalej. Aż tu nagle pewnego wieczora dzwoni i mówi, że go olśniło, że mimo tego iż nie jestem w ciąży on chce się ze mną ożenić, bo dopiero do niego dotarło jaki ma skarb itd. JEGO plan: w kwietniu zaręczyny i na przełomie lipiec/sierpień ślub. Byłam w szoku. Aż się popłakałam, bo myślałam, że skoro nie jestem w ciąży, to się nie doczekam. Jednak tak szybko jak chciał, tak szybko mu się odechciało. Usiadłam i zaproponowałam abyśmy pogadali, to zaczął się wykręcać. Stwierdził, że przecież już rozmawialiśmy. (Nie przypominam sobie). I w ten sposób wróciliśmy do punktu wyjścia. Ale miarka się przebrała, kiedy oznajmiłam mu, że dostałam okres. Prawie skakał z radości, co mnie "rozwaliło doszczętnie", bo przecież oboje chcemy mieć dziecko. Na początku mojej "ciąży" powiedział, że jak się nie uda, to teraz spróbujemy sami coś zdziałać w tym kierunku.
Ja nie wiem, czy ten facet ma takie odpały i nagle coś planuje, a później to pęka jak bańka mydlana, emocje opadają, a ja zostaję w czarnej #&%!$ ?! To po co to wszystko... Czuję się już zmęczona tym oczekiwaniem na jakiś krok z jego strony. Niby jest taki rodzinny, uwielbia dzieci, jak jesteśmy na cudzych ślubach, to się wzrusza, a jak przychodzi temat naszego ślubu, to od niego ucieka

Co ja mam robić? Już nawet próbowałam działać od innej strony. Jak gadał o ślubie, to twardo powiedziałam "nie, po co nam ślub", to się wielce obraził. Dla mnie związek, który nie zmierza do ślubu jest bezsensu. Jestem totalnie rozbita. Jeśli możecie, to pomóżcie... Z góry dziękuję.