A ile z tych dzieci jest skutkiem wpadki, przed którą była decyzja "dzieci mieć nie chcemy. Moooże kiedyś.."
Tylko ja wiem, że jak już się urodzi, to własne to jest własne - się przewija, dupcię podciera. I - uwaga - znam matki, które o własne dzieci dbają perfekcyjnie, kochają, rozpływają się i w ogóle, a cudzego dziecka się brzydzą. Czy raczej tego, co nieraz z niego wyłazi. Słowo honoru. Mało tego - nie lubią innych dzieci i mówią o tym otwarcie.
Wytłumaczcie mi, bo nie jarzę - jak napiszę, że brzydziłabym się myć 80-latka, który narobi pod siebie, to jest ok? Ale jak napiszę, że brzydzą mnie dzieci, które robią pod siebie, to jest nie ok? Bo co? Bo dziecko to jakiś inny gatunek? Na marginesie - wlazłam w psią kupę nie raz. Wkurzające. Ale wlazłam i w ludzką, nieopatrznie przełażąc przez krzaki po zmroku. Wolę psie guano, zdecydowanie..

Nie rozumiem tego dymu tutaj. Są ludzie - w tym kobiety - które dzieci lubią i takie, które nie lubią. Jedne chcą mieć, inne nie chcę, a jeszcze więcej nie chciało, ale ma, bo "tak wyszło". I nawet jak się człowiek brzydzi dzieci (pomarszczony noworodek mnie nie zachwyca, podobnie jak nie lubię specyficznego zapachu niemowląt - wolę małe kotki i sprzątanie kuwety po nich - naprawdę
![:]](//static.wizaz.pl/forum/images/smilies/krzywy.gif)
) to tak już jest, że jeśli urodzi własne, to raczej będzie się nim zajmować. Hormony robią swoje, instynkt macierzyński się włącza (ale po porodzie czy tam w którymś trymestrze, a nie wcześniej, o ile dobrze kojarzę) i tak jakoś jest, że własne nas nie brzydzi, albo brzydzi najmniej. A dzieci możemy nie lubić nadal. I wg mnie te głosy oburzenia tutaj to takie - sorry - "pierdzenie kapustą" - bo dzieci kochać należy, a kobieta to już musi, wszystkie bez wyjątku (inaczej to coś nie tak z tobą, czegoś ci brakuje - kasy, dobrego chłopa albo piątej klepki),. "czcij ojca swego i matkę swoją" (nawet jak ci tatuś do wanny włazi, a matka petem przypala..)