Wizaz.pl - Podgląd pojedynczej wiadomości - Rozstanie z facetem - czy któraś z Was to przeżywa? Część 7
Podgląd pojedynczej wiadomości
Stary 2009-12-04, 21:25   #4459
alleyezonme
Zakorzenienie
 
Avatar alleyezonme
 
Zarejestrowany: 2008-09
Lokalizacja: Białystok
Wiadomości: 18 915
Dot.: Rozstanie z facetem - czy któraś z Was to przeżywa? Część 7

Cytat:
Napisane przez smile_ Pokaż wiadomość
ja dzisiaj mialam jechac do niego na noc po pracy.
wczoraj specjalnie sie pytalam czy napewno sie widzimy bo nie chce kolejny raz wozic ciuchow i kosmetykow ze sobia a on mnie wystawia do wiatru. "tak, napewno sie widzimy jutro nic nie robie nie spotykam sie z nikim mozesz zabrac rzeczy i przyjedz" I co? wilkie g...no nagle pod koniec dnia pierwszy sms od niego: "jednak sie nie widzimy dzisiaj - jade do kolegow" No i luz zadnego przepraszam ani nic A ja juz tyle razy prosilam zeby tak nie robil ze umawia sie ze mna a pozniej w ostatnim momencie mnie olewa i jedzie sobie do kolegow - "niby" mial to zmienic...tylko jakos mu nie wyszlo znow i przykro mi bo zadzwonilam do niego i mowie ze przeciez wczoraj mi mowil ze na 100% sie widzimy i wogole a on ze no tak wyszlo sory i ma nadzieje ze mnie nie urazil tym...nie no wcale wszystko ok posiedze sobie sama
ciezko strasznie jest...
i caly czas sie zastanawiam w jakim jutro bedzie nastroju jak sie spotkamy - o ile sie spotkamy...?

---------- Dopisano o 19:22 ---------- Poprzedni post napisano o 19:19 ----------



tez mam taka hustawke raz obrzydzenie mnie bierze jak patrze na niego i jego beznadziejne zachowania a potem znow tesknota za tym co kiedys i wiara w to ze znow bedzie tak pieknie... nie do wytrzymania jest to wszystko
Normalnie mam to samo kochana. Też ostatnio mieliśmy się spotkać i wypalił mi pare godzin przed że idzie jednak na piwo. I oczywiście kłótnia murowana.
Ja czekam od rana na spotkanie a on jednak sobie idzie gdzie indziej, ręce opadają normalnie. Nie wiem czemu my biedne to znosimy!


Cytat:
Napisane przez annyya Pokaż wiadomość
witajcie ponownie
musze napisac bo jestem teraz w innej sytuacji niz Wy moje kochane.... generalnie wypisuje tu od strony 134... w skrocie było tak: on zostawił bo cos mu sie odwidziało i raptem po czterech latach chce byc sam.... ok... ale codziennie dzwonił ot tak zapytac sie co słychac... jak tylko zaczynałam szlochac do słuchawki zaraz mowił ze załuje ze wogole do mnie zadzwonił... nie ukrywam tez ze i ja do niego wydzwaniałam i czesto nie odbierał, a ja zalewałam sie łzami.. po miesiacu okazało sie ze spotykał sie z inną i nakryłam ich w jego pokoju... dostałam cynk od jego brata i dziewczyny ktorzy nie mogli patrzec jak bardzo mnie okłamuje... dostał porzadnego placha w twarz i wogole działy sie sceny dantejskie,... na drugi dzien w agonii zadzwoniłam do niego i powiedziałam ze to absolutny koniec, zeby nawet nie probował do mnie dzwonic... to było w niedziele... w poniedziałek poszłam do pracy.. z godziny na godzine czułam sie troche lepiej ... zrozumiałam wiele i stwierdziłam ze nie warto juz poswiecac sie dalej dla tego kolesia i teraz musze zyc dla siebie i robic to na co mam ochote.... I co sie stało? I myslałam ze to koniec gdy on raptem codziennie zaczął mnie odwozic do domu, dzwonic, pisac na gg niby tak niezobowiązujaco ale czułam ze gdziec jest jakis pod tekst.. zaczął obchodzic sie ze mną jak z jajkiem... to nie jest ten typ ze przyleci z kwiatami, przeprosi... dlatego juz sam fakt jak sie zaczał zachowywac przez ten tydzien był dla mnie szokiem... ja oczywiscie okazywałm obojetnosc.. odpowiadał na jego pytania tak troche olewawczo a on az wychodził z siebie zeby pokazac jak bardzo sie cieszy ze moze mnie dowieźz do domu... jak juz odwiozł to było tylko narazie, narazie.. probował mnie pocałowac ale ja sie odsuwałm wiec po dwoch dniach przestał prowbowac ale tez strasznie smutniał... do dzisiaj... dzisiaj zapytał sie jak jutro jade na uczelnie... wiec ja powiedziałm ze samochodem... a on taki bardzo smutny mowie do mnie "to jutro sie nie zobaczymy?".. myslałam ze mi serce peknie... powiedziałam mu ze jak chce to sie zobaczymy... on ze głupie pytanie bo bardzo chce.. a jak podwiozł mnie pod dom to tak barzdo czule ale i łapczywie mnie zaczał całowac i przytulac na zmiane..... Jutro jestemy umowienie do kina...i powiedział ze sie cieszy....I NIE WIEM CO O TYM MYSLEC.... Widze ze sie stara i moze cos zrozumiał... mylse ze gdyby nie chciał ze mną byc to by tak nie zabiegał.. widze tez ze jest mu głupio i nie wie jak sie zachowac zeby nie poruszyc tamtego tematu a jednoczesnie zeby było miło.... MOZE WARTO DAC SZANSE I DAC DO ZROZUMIENIA ZE DRUGIEJ NIE BEDZIE MIAŁ... Wiem kochane ze ja tez sie musze zmienic... zrozumiałam ze w nasz zwiazek wkradła sie rutyna a to tez zabija ..... podam wam przykład z tego tygodnia: w pon. i wt jak mnie odwoził byłam normalnie ubrana... w srode czułam ze moze tez mnie odwiezie ale chciałam go przytrzymac.. ubrałam sie do pracy w najlepsze ciuchy.. szpila i te sprawy... zadzwonił i powiedział ze dzisiaj tez mnie odwiezie, wiec ja ze nie, bo ide na zakupy... nie wytrzymał i tak przyjechał i do alfy poszlismy razem... nie mogł wzroku oderwac.. i od razu zapowiedział ze na drugi dzien znowu mnie odwiezie... wiec ja w czwartek znow ubrana normalnie... I I ZOBACZYŁ ZE NIE WYSTROIŁAM SIE DLA NIEGO TYLKO Z INEGO POWODU - BO SZŁAM SOBIE NA ZAKUPY.... az zeby zaciskał.. normalnie dostałabym po głowie dlaczego tak sie stroje.. ale teraz nie jestemy razem wiec nie ma prawa nic powiedziec....
Rany rozpisałam sie PRZEPRASZAM... ale musiałam sie z Wami podzielic tymi rewelacjami... teraz to ja mam mentlik w głowie bo nie wiem jak bedzie dalej... boje sie ze za tydzien znow powie ze jednak chce byc sam... ale teraz wydaje mi sie ze jestem na tyle silna ze nawet ze spłynie to po mnie jak po kaczce a on do konca zycia nie usłyszy juz wtedy mojego głosu....
ok KONCZE
Trzymajcie sie cieplutko i bądzcie twarde.. bo teraz sama widze ze to działa... nie dawno usłyszałam mądre słaowa:
"Jeśli cos kochasz puść to wolno - jesli wroci jest twoje, jesli nie nigdy nie było"
Mam nadzieję że zmiana Twojego faceta będzie stała a nie chwilowa byś wróciła. Niestety faceci tak mają że póki muszą zdobywać są odmienieni, aż trudno nam uwierzyć a później zaczyna się to samo. Pewnie nie w każdym przypadku tak jest ale w większości, więc trzymam kciuki żeby u Ciebie ta zmiana była na stałe. Bo chyba tego chcesz prawda?

A swoją drogą ten cytat jest bardzo trafiony. Od dawna mi się strasznie podoba. I prawdziwy.

Cytat:
Napisane przez grewana Pokaż wiadomość
Kurde i to niby kobiet nie można zrozumieć tak?! To proszę niech mi ktoś wytłumaczy czemu czytam te wszystkie wpisy, z większością których świetnie się utożsamiam, a więc nie są to odosobnione przypadki, że facet ma pokręcone w głowie i zaczynam myśleć, że wręcz większość ma. Czy to normalne, że wszystko jest super na początku, kiedy facet musi o nas zabiegać, a potem jak tylko poczuje, że nam choć trochę zaczyna zależeć już czuje się jak pan, nagle uczucia z jego strony słabną, potem wkrada się do związku rutyna, nuda, i ta sama dziewczyna - uosobienie ideału dla niego jeszcze tak niedawno temu nagle nie jest godna najmniejszego zainteresowania. Czy naprawdę jedynym sposobem zatrzymania przy sobie faceta jest stałe bawienie się z nim w kotka i myszkę. Pokazywanie mu na siłę, że nie jest dla mnie ważny (gdy jest dla mnie prawie całym światem), jakieś wzbudzanie zazdrości, itp itd. Czy naprawdę to jedyny sposób? Czemu faceci nie mogą po prostu doceniać tego, że dziewczyna ich tak bardzo kocha? Powoli przestaję wierzyć w miłość, skoro to nie mogę pokazać facetowi, że mi na nim zależy, bo zaraz straci zainteresowanie i się znudzi... Jeśli tak to wygląda to naprawdę czasami odechciewa mi się żyć :/
Podpisuję się rękoma i nogami, zgadzam się w 100%.
Też nie mogę tego pojąć. Czemu mam pokazywać jaką jestem zołzą, jak mi na nim nie zależy skoro poza nim świata nie widzę i chciałabym mu o tym powiedzieć? To wszystko jest jakieś chore.

Cytat:
Napisane przez Julia23 Pokaż wiadomość
Niesamowite,
ale tu co czytam na forum to dzieje się podobnie jak u mnie. Facet ze mną zerwał. Pokłóciliśmy się, a często to sie zdarzało w naszym związku i chciałam ochłonąć i jemu też dać czas na przemyślenie wszystkiego. I tak to minęło 2 miesiące kiedy nie odzywał sie. W końcu nie wytrzymałam i sama przycisnęłam go do muru. Spotkaliśmy sie i nawet nie chciał ze mną rozmawiać. Nie mogłam w to uwierzyć. To był jeden z najgorszych dni w moim życiu. Stwierdził, że już mnie nie kocha, nie chce ze mną być, że pracuje i nie ma na nic czasu. Masakra. A tak to wcześniej mówił, ze kocha, że ciągle o mnie myśli, jak kładzie się spać, jak wstaje, jak jedzie że ciagle myśli. A tu po 2 miesiącach już NIE. Jak tak można. Błagałam go żebyśmy spróbowali. A on ciągle NIE i te NIE. Postanowił i KONIEC. Mówił, że jednego dnia ludzie są ze sobą a innego już nie, że takie jest życie. Bzdury.
Ja chce z Nim być ze względu na wszystko, na dobre i złe. Kocham go takim jakim jest. A on co??? NIE. Odrzuca taką miłość, kogoś kto będzie go kochał takim jakim jest, do końca życia.
Nazwałabym takiego Głupek.
Czuję się okropnie, czuję sie gorsza, ze to moja wina, że kłóciłam się, że odzywałam sie niemiło. Tylu rzeczy żałuję.
byliśmy prawie 5 lat i myślałam że to ten jedyny.
Myliłam się. Prawdziwa miłość jest tylko w filmach i marzeniach.
Kolejny dupek
Wiem że to cholernie ciężkie ale skoro nie chce to powinnaś się z tym pogodzić. Jeżeli kocha prawdziwie to wróci. Zrozumie że źle robi i wróci. Odwołując się do cytatu "Jeśli cos kochasz puść to wolno - jesli wroci jest twoje, jesli nie nigdy nie było". Wiem że teraz myślisz że to najgorsza z możliwych opcji, chcesz z nim być, kochasz go ponad wszystko, poleciałabyś jak na skrzydłach żeby zadzwonił ale niestety to do niczego dobrego nie doprowadzi. Ech, szkoda ze nas tu coraz więcej
__________________


Jeśli życie to chwila, wykorzystam tą chwilę - tyle

alleyezonme jest offline Zgłoś do moderatora