Zakorzenienie
Zarejestrowany: 2007-06
Lokalizacja: Łódź
Wiadomości: 5 749
|
Dot.: kieszonkowe dla już-nie-nastolatki
Cytat:
Napisane przez Sondrina
Ale nie ma też co przeginać. Trudno, żeby dziewczyna nie reagowała w ogóle, jak musi iść na studniowkę w sukience z lumpeksu. No hello, coś tu jest nie tak, jak dziewczynach ubiera się po lumpach, a rodzice w ogóle sobie beztrosko pieniążki na nowe meble wydają... Jak ktoś ma takie podejście do życia, że potrzeby dziecka i jego samopoczucie na samym końcu, a na pierwszym nowy telewizor i zegar za 3 tys, to hello, ale nie powinien mieć dzieci. Niech stosuje antykoncepcję i nie myśli o rozprzestrzenianiu swoich genów.
Rodzice też powinni pomyśleć, co czuje ich córka, jak ciągle musi chodzić w używanych rzeczach z lumpeksu i odstawać od rówieśników, czy oni w ogóle myślą o tym, że może ją to boleć? Jak fatalne dla jej samopoczucia jest ta świadomość, że nie ma tak naprawdę nic porządnego, bo ma ciuchy z lumpeksu, ktore już się zniszczyły(tak to jest z używanymi rzeczami niskiej jakości). W ogóle to nie chodzi o to, ze bluzka z Nike jest super, a tańsza ble, ale o to, że jak dziecku się ciągle odmawia i skąpi, to czuje się gorsze od swoich rówieśników i zaniża mu to samoocenę.
|
Ah dziewczyno, byłaś Ty kiedy w lumpeksie? Znajdź sobie jakis dobry, pójdź kilka razy...ja się ubieram przede wszystkim w lumpeksach, bo żal mi kasy na marnej jakości H&M gdzie bluzka z przezroczystego materiału, który już na wieszaku się rozwala kosztuje 80zł. Ciuch w lumpeksie jest firmowy, za grosze, niektóre są nowe z metkami, a używane widzisz w jakim są stanie - jeśli są w świetnym pomimo noszenia przez inną osobę, to znaczy, że są dobrej jakości - w sklepie tego nie zaobserwujesz tak łatwo.
A, i nie odstaję od rówieśniczek Raczej się pytają gdzie kupiłam daną bluzkę czy spódnicę 
Cytat:
Napisane przez Alice_in_Wonderland
Moim zdaniem są dwie kwestie.
Rodzice mogą mieć inne wydatki i mieć problem z podwyżką kieszonkowego - wtedy mogą przeprowadzić z dzieckiem poważną rozmowę - wyjaśnić, że w tej chwili ich nie stać itd. Mogą być również skąpcami, którym przeszła miłość do słodkiego niemowlaczka i wyzywać swoją pociechę od pijawek.
Nie muszę chyba mówić co jest złe a co dobre
Teraz się troszkę poużalam nad swoim losem... Moich rodziców stać na nowy samochód, remonty, dużą plazmę itd, jednakże w moim domu to mama obraca gotówką a że ona ogólnie ciężko się dogaduje z kimkolwiek to kieszonkowego nie dostawałam... Lub dostawałam śmieszne, np. w podstawówce w każdy piątek do szkoły 1zł. Niewiele miałam z tego pożytku, bo bułki słodkie były za 1,20zł i pamiętam do dziś moje koleżanki, które stać było na kupowanie sobie dużych paczek czipsów czy coca-coli. Może z perspektywy czasu na zdrowie mi to wyszło, ale wtedy czułam się gorzej w towarzystwie. Zresztą za dzieciaka traktowana byłam przez rówieśników przez osobę "z biedniejszego domu", miałam mniej pewności siebie itd. Później pojawiły się problemy z cerą i po pierwszej wizycie u dermatologa, która nie przyniosła żadnych efektów moja mama kazała mi smarować w domu twarz spirytusem i smarować kremem nivea. Nie chciała też słuchać o lekach, kosmetyczka jest dla snobów i ogólnie zdana byłam na siebie. Od czasu do czasu przy okazji swojej wizyty w drogerii kupowała mi jakiś najtańszy żel firmy rossman. Również na fryzjera nie chciała dawać bo to tylko włosy. No i oczywiście nie muszę mówić, że do ubrania zawsze kupowała to, co praktycznie - na zimę trzewiki i puchowa kurtka nie pod kolor. O kosmetykach czy maszynce do golenia nie było mowy - zresztą ona sama się nie goli... I tak - mama uważała, że powinnam siedzieć w domu a nie łazić po imprezach czy pubach. Kino też uważała za bezsens.
W liceum zaczęłam dorabiać i za to jakoś się utrzymywać. Teraz jestem niezależna finansowo, od rodziców się wyprowadziłam i staram się utrzymywać jedynie grzecznościowe kontakty. Co innego zrobić, jeśli gdy pamiętam do dziś, jak potrafiła mi dosłownie rzucić w twarz dychą z pogardą i wykrzyczeć jeszcze gorsze rzeczy niż "pijawka".
Moim zdaniem w Polsce istnieje takie przekonanie, że dzieci trzeba mieć i że te dzieci głosu nie mają. Mają się słuchać, nie prosić o pieniądze, siedzieć na tyłku i się uczyć, a najlepiej jeszcze dokładać pieniądze. Skoro kogoś nie stać na utrzymanie dzieciaka to po co go robił? To jakiś społeczny obowiązek? Albo co? Pociecha się znudziła po tylu latach?
|
Przykra sytuacja - tu znowu przegięcie w drugą stronę Ja bym nie chciała, żeby moje dziecko się tak czuło.
__________________
|