Nie dziwię się Kiwi. Przynajmniej jak na reakcję zaraz "po". Jakby mój coś takiego zrobił, to by się mógł nie pokazywać u mnie. Szanujmy się.
Dziewczyny, przeżyłam takie chwile grozy, że największemu wrogowi nie życzę. Dzwoniłam do TŻa n razy - nie odbierał. Nie odpisywał na esy. Nie reagował na wiadomości na poczcie. Dzwonię do jego siostry - nie ma go w domu. Dzwonię do kuzyna - nie odbiera. Siostra dzwoni do kuzynki - G. nie ma. Dzwonię jeszcze raz do kuzyna - G. nie ma. Piszę do "siostry", która dziś towarzyszyła mojemu na kursie - wyszła 5 minut przed końcem, więc nie pomoże; dzwonię do kierowniczki naszego klubu - G. wyszedł zaraz po kursie (godzina 19:00). On dalej nie odbiera. Wpadłam w taki szał, normalnie wyłam i trzęsłam się w kuchni, widziałam już jak leży w rowie albo ma czołowe z tirem (na samą myśl beczę), już chciałam dzwonić po szpitalach, mama mnie trzyma, żebym się uspokoiła. Ja panika, bo to do niego niepodobne, zawsze prędzej czy później się dodzwaniam, ale nie po 2,5 h bez żadnego znaku życia! Zwłaszcza że pisałam, żeby się odezwał, jak będzie mógł rozmawiać. Nic, nic, nic. W KOŃCU dodzwoniłam się do tego idioty

był u kolegi, miał wyciszone dzwonki!!! Nosz kurrrrrrrrrrrrrrr*a mać!!!!!!!!!!

wydarłam się na niego histerycznie płacząc, że co on sobie wyobraża. Najpierw się próbował ze mną wykłócać, ale nieeeee ze mną takie numery jak wpadam w furię. W końcu mnie udobruchać próbował, powiedział, że mnie bardzo kocha, że przeprasza. Ja mu wzamian, że jak go spotkam, to go zabiję.
The end.
Do teraz się trzęsę i płakać mi się chce. No co za kretyn!!!!!!