Witam serdecznie wszystkich:
Założyłam między innymmi konto z nadzieją,że może znajdę tutaj pomoc i porady bardziej doświadcoznych koleżanek. Mam obecnie najpoważniejszy problem w życiu jak do tej pory.
Mam 27 lat i jestem z czteroletnim związku z partnerem o 10 lat starszym.Mieszkamy razem 3, 5 roku,
bardzo szybko zaczęliśmy być razem od poznania.Zaznaczę ,że
połączyła nas chemia, od początku wiele rzeczy nas różniło. Z miłości wyjechałam z partnerem z Warszawy przeprowadziliśmy się na prowincję a ostatecznie kupiliśmy dom na wsi, a właściwie na odludziu.
Nie zastanowiłam się dobrze, wydawało mi się,że chce wszystkiego tego co on. Klócimy się notorycznie od 1,5 roku.Nie robiliśmy sobie żadnych przerw. Może powinniśmy?
Ja często robie partnerowi wymówki ponieważ ukończyłam bardzo dobre studia i w moim mniemaniu mogłam w Warszqwie się rozwijać, a tutaj mam po prostu jakąś tam pracę, wprawdzie cały czas się dokształcam uczę się kilku nowych języków, ale przez te 3 lata nie zaklimatyzowałam się tutaj.I partner chyba to odczuł,że ja
żałuję wyjazdu.Kłócimy się o wszystko o pieniądze, poglądy, sprzątanie
nie wiem czy mamy takie same cele życiowe.Wielokrotnie próbowałam poważnie rozmawiać, pisać listy z prośbą czy moglibyśmy coś zmienić. Partner rzadko kiedy ze mną rozmawia, wraca a pracy ( jest managerem w dużej firmie) i siada na 5 godizn przed telwizorem, nigdzie nie wychodzimy nawet w weekendy.Zauważyłam u siebie stany depresyjne. W złości potrafi mi powiedzieć,jak np. zle poukładam naczynia w zmywarce,że
nie nadaję się na matkę jego dzieci i on sobie nie wyobraża ze mną zyć. Kilkukrotnie po awanturze wyganiał mnie z domu.Czy my przekroczyliśmy pewną granicę po któej nie ma powrotu do normaqlności.Kocham go, ale chciałabym aby wszystko było normalnie, abym miała się do kogo przytulić. Nie ma też sexu pomiędzy nami i generalnie jest takie wypalenie.Bardoz proszę o doświadczone koleżnaki i kolegów o porady , czy wtaki związke ma szanse na przetrwanie czy będzię to wieczna wspólna mordęga
