[Anuschka]

Tamten świat samobójców. Film na podstawie prozy Etgara Kereta. Zia popełnia samobójstwo podcinając sobie żyły, po czym trafia do miejsca (czyściec?), w którym przebywają osoby, które skończyły ze sobą. Poznaje tam Eugena, który, podobnie jak reszta jego rodziny skończył ze sobą i piękną Mikal, która jest tam - jak mówi - "przez przypadek". Razem rozpoczynają podróż w poszukiwaniu wiarołomnej dziewczyny Zii, która popełniła samobójstwo wkrótce po nim, spotykając po drodze różnej maści dziwaków, a nawet mesjasza. Całkiem miło się to ogląda. Takie surrealistyczne kino drogi, nie stroniące od pytań o sens m. in. życia, ale robiące to w nienachalny i przepełniony humorem sposób. Plus Tom Waits na (jeszcze większą) osłodę i energetyczna muzyka zespołu o jakże wdzięcznej nazwie - Gogol Bordello. 6,5/10

Cold Souls. Nowojorski aktor Paul (re-we-la-cyj-ny Paul Giamatti) jest w trakcie prób do "Wujaszka Wani", kiedy zauważa, że jego dusza zaczyna mu ciążyć. Za radą reżysera spektaklu oraz po lekturze artykułu w New Yorkerze postanawia oddać ją na przechowanie do Przechowalni Dusz, którą zarządza doktor Flintstein. Jednak to zaledwie początek problemów Paula, bo z duszą źle, a bez duszy... wcale nie lepiej, bo to co miało być wybawieniem powoduje, że czuje się "pusty". Aby stać się bardziej wiarygodnym (premiera coraz bliżej) "wypożycza" na dwa tygodnie duszę rosyjskiej poetki. Jednak sytuacja niespodziewanie się komplikuje, kiedy pewna rosyjska aktorka grająca w operach mydlanych zapragnie mieć duszę "słynnego amerykańskiego aktora". Paul wyrusza więc w podróż do Rosji, w której towarzyszy mu Nina, która zajmuje się szmuglowaniem dusz przez granicę. Kapitalny komediodramat, do którego wrócę na pewno jeszcze nie raz. O jego sile stanowi świetny, nieszablonowy scenariusz, dialogi oraz aktorstwo - właściwie całego zespołu. Jeśli ktoś lubi "Być jak John Malkovich", "Adaptację", "Jak we śnie" albo "Zakochanego bez pamięci", to i "Cold Souls" powinno się spodobać 8,5/10