Wizaz.pl - Podgląd pojedynczej wiadomości - problem z byłą pracą
Podgląd pojedynczej wiadomości
Stary 2010-02-03, 06:30   #1
anulka09
Raczkowanie
 
Avatar anulka09
 
Zarejestrowany: 2009-02
Lokalizacja: Siedlce
Wiadomości: 76

problem z byłą pracą


Witam wszystkich
Zakładam nowy wątek, aby si wyżalić i zapytać Was o radę...
Sprawa jest trochę skomplikowana, ale postaram się jakoś w miarę logicznie przedstawić sytuację
Otóż.... obecnie studiuje dziennie na 5 roku, pod koniec 2 roku studiów z zaczęłam pracować jako kelnerka i pracowałam tam do grudnia zeszłego roku (z przerwą w jednym semestrze, poniewaz wtedy nie dałam rady pogodzić jej ze studiami dziennymi - po wakacjach szefowa sama zadzwoniła i zaproponowała powrót) Praca była bardzo sympatyczna, głównie ze względu na ludzi z którymi mogłam pracować. Ogólnie jest to mała knajpka, gdzie studenci (choć nie tylko) przychodzili na na tani (ale bardzo smaczny) obiad lub pizzę i piwo. Praca niekiedy była bardzo męcząca (praca po 11-14 h dziennie) włącznie z weekendami. Ogólne rzecz biorąc jedynymi dniami, kiedy lokal był zamknięty był I dzień Bożego Narodzenia, I dzień Wielkanocy i 1 listopada.
No i zaczęły się problemy. Poracowałm tam w większości "na czarno", czasem tylko dostałam jakąś umowę-zlecenie (mi akurat aż tak bardzo to nie przeszkadzała - to i tak miała być praca tylko na okres studiów). Ale część osób pracowała tam już kilka lat (3-4) mając umowę na pół etatu lub na pełen, ale oczywiście z najniższą krajową. Ponadto nie było żadnych urlopów, zwolnień lekarskich... Jak byłeś chory to musiałeś załatwić sobie zastępstwo Pracowaliśmy w każde święto (1 maja, 3 maja, Nowy rok, 11 listopada, 15 sierpnia, Boże Ciało, Wigilia, Sylwester itp.)
Tuż przed miom odejściem był problem ze znalezieniem drugiej kelnerki - mojej zmienniczki. Kelnerka, która pracowała (jakiś miesiać) i miała odejść ściemniała. Po miesiącu jej pracy dowiedziałam się, że ona ma oprócz studiów dziennych, także zaoczne (mówiła, że jej mama jest chodza i musi jeździć do domu). Szefowa nie ingerowała w nasz grafik. Tak więc, ja pracowałam zwykle w tygodniu 4 razy po 13 h (oprócz tego miałam studia dzienne) i kiedy dowiedziałam się, o drugich studiach zmienniczki byłam wściekła, że szefowa zatrudnia takie osoby, że ona oszukuje i ja haruje za nią. Ale szefowa i tak nie przejeła się tym za bardzo, w końcu moja zmienniczka i tak za tydzień lub dwa miała rezygnować z pracy. Na tydzień przed świętami zostałam bez zmienniczki. Kiedy szefowa wpadła na cudowny pomysł abyśmy pracowali w I dzień świąt wszyscy pracownicy byli oburzeni (do rodzinnego domu mam jakieś 130 km - dla mnie praca w pierwszy dzień świąt oznaczałaby święta samotnie spędzone na stancji) Po przemyśleniu (doszła do wniosku, że zyski nie będą aż tak duże z tego dnia ) szefowa zaproponowała, że będziemy mieć wolne, ale za to nie da nam "premii", takż jak zwykle dostawaliśny raz na rok na święta. (w tym roku miała to być premia, zawsze był to po prostu prezent - my też upowaliśmy im prezenty). Dodatkowo denerwowały mnie sprawy finansowe (kelnerka zarabiała najmniej-płacone od godziny {napiwki średnio 1-2 zł dziennie}, choć praca najlżejsza nie była; a np kierowca potrafił wziać 1,5 raza większą wypłatę, bo miał płacone od godziny + utarg + spore napiwki). Kiedy zwróciłam na to uwagę szefowi zaproponował podwyżkę, ale w tajemnicy przed innymi pracownikami (wg mnie nie było to fair wobec nich,w końcu traktowałam ich jak najlepszych pryjaciół, dlatego nie za bardzo chcialam tak postąpić) Sprawa podwyżki została więc odłożona - szef miał skonsultować się z szefową i porozmawiać ze mną - niestety przez najbliższych kilka dni zachowywał się jakby tamtej rozmowy nie było. To wszystko sprawiło, że chciałam odpocząć i nie miałam ochoty tam dłużej pracować. Tak też się stało. Na szczęście szybko znalazłam inną pracę.
Po pewnym czasie dowiedzialam się, że "szefowa musi zrobić porządek w papierach, bo jest jakaś kontrol". Przyjechała do mnie, dała sporo umów zleceń do podpisania (po co ja je podpisałam!?!) Chciałam też, aby ich było mniej (wtedy rodzice dostaliby większy zwrot podatku) więc szefowa zgodzila się i powiedzala, że w razie czego można je anulować (zawsze było jej to na rękę - jak się zatrudnia kogoś na czarno to nie trzeba płacić podatków). Jednak kilka dni potem wycofała się (najwidoczniej musiala po prostu udokumenować, że jednak kogoś zatrudniała - w końcu byla kontrolowana). No więc mówi się trudno - rodzice nie dostaną zwrotu - jakoś trzeba przeżyć. I wszystko byłoby w miarę ok, gdyby nie moja dzisiejsza wizyta w byłej pracy
Przychodzę sobie na obiad i koleżanką (widze, że "na kasie" pracuje koleżanka, która kiedyś robiła surówki, a teraz średnio sobie radzi z obsługa tej kasy i mówi mi, że ona tylko na ferie... więc myśle sobie, że chyba są w takim razie problemy, żeby kogoś na stałe znaleźć...)
No więc zamawiam sobie obiad, a z kuchnni wychodzi szefowa i pyta czy mam satysfakcję? W pierwszej chwili nie skojarzyłam o co chodzi. Potem powiedziala mi, a raczej wykrzyczała, że skoro pisze na nią donos do instekcji pracy to chyba powinnam mieć odwagę się przyznać, i że on był podpisany moim nazwiskem. A ja głupia nawet nic nie odpowiedziałam, bo tak mnie zamurowało. Nie muszę pisać chyba, że oczywiści nie pisałam żadnego donosu...
A wreszcie moje pytanie do Was co powinnam teraz zrobić? Odpuścić sobie, zostawić tą sprawę czy próbować jakoś dociec prawdy (chciałabym zobaczyc tan rzekomo mój donos)? Co mi radzicie?
anulka09 jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując