było bardzo fajnie

TŻ jest ze mnie dumny (i ja z siebie też

) bo szybko pojęłam o co chodzi i wbrew oczekiwaniom już jeździłam z samej góry stoku (naturalnie takiego dla uczących się

ale jednak, bo myśleliśmy że dziś nauczę się tylko podchodzić i hamować). Nie przewidział, że taka ze mnie pojętna uczennica i nie kupił biletów na orczyk - na górę wyłaziliśmy na nogach

jego szczęście że chociaz narty na mną nosił

to wychodzenie było najbardziej męczące - póki co nic mnie nie boli, ale jutro to się pewnie będę musiała sturlać z łóżka siłą rozpędu, bo zapewne nie wstanę siłą mięśni

(ale to super!). Acha no i umiem już skręcać, nie jeździłam "na krechę"

Spodnie i kurtka dały radę, nawet jak momentami zmęczona siedziałam tyłkiem na stoku (po wychodzeniu) to nie było zimno. Acha - przewróciłam się tylko raz



zapewne dzięki wisashowej mocy, bo widzę że wspominałyście o mnie
Po nartach byłam u niego w domu na obiedzie, wychwalił mnie do całej rodziny

pokazał im filmik (wszyscy jeżdżą więc ciekawi jak mi poszło), a ja odzyskałam siły, pobawiłam TŻtowego siostrzeńca... a teraz jestem

odpoczywam.