2010-02-15, 13:47
|
#4961
|
Rozeznanie
Zarejestrowany: 2008-02
Wiadomości: 727
|
Dot.: Ostrowieckie pogaduszki ślubne - cześć V
U mnie nie było zaręczyn w domu przy rodzicach. A oświadczyny opisywałam w III części wątku, więc wklejam cytat.
Cytat:
Kiedy zaczął się nasz związek tak na dobre pojechaliśmy do Kryspinowa. To było szaleństwo, koniec czerwca po południu. Następnego dnia mój narzeczony miał wyjeżdżać do Szkocji. Tarzaliśmy się w trawie - pamiętam do dziś jego białe uzielenione spodnie. Była magia. Rok później 28.06.2008 postanowiliśmy to powtórzyć. Tym razem wzięliśmy karimatę Leżeliśmy sobie mocno przytuleni, gdy wyczułam w kieszeni jego spodni jakiś kanciasty przedmiot. Nie pytała co to, tylko zwróciłam uwagę, że wyczułam. No ale nic. Przytulaliśmy się nadal. Niepostrzeżenie wyciągnął ów przedmiot i włożył mi go do ręki mówią "Chciałbym Ci coś dać". Denerwował się przy tym jak przy pierwszym pocałunku. Jak tylko wyczułam w ręce pudełeczko poryczałam się. Potem dopiero obejrzałam pierścionek - stary, po prababce. Znowu była magia.
|
A teraz o oprawie wesela.
U mnie była orkiestra pod blokiem. Rodzice chcieli, mnie było totalnie obojętne. Samochód to dla mnie sprawa zupełnie bez znaczenia i nie chciałabym żadne limuzyny, tak jak w ogóle nie zabiegałam o żadną konkretną markę. Po prostu poprosiliśmy kolegę taty, żeby nas wiózł.
A jeśli chodzi o stosunek do wszelkich gadżetów weselnych, to jestem sceptyczna. Wychodzę z założenia, że zabawę, pompę, śmiech i wszelako rozumianą zabawę, wesołość itp. czynią nie balony z konfetti, nie orkiestra, nie pierwszy taniec z opracowaną w szczegółach choreografią, lecz po prostu goście, ludzie. Najbardziej lubię, gdy jakieś śmieszne sytuacje są wynikiem spontanicznych gestów ludzi, a nie zaplanowane przez parę młodych.
__________________
WB(R)
Edytowane przez veroeve
Czas edycji: 2010-02-15 o 13:50
|
|
|