Nie takie rzeczy się przerabiało

Z resztą jestem tu "incognito" od tak dawna, że niejedną wojnę widziałam
Dziękuję za powitanie
No dobrze - jak chcecie poczytać historię rodem z "Sekretów serca" czy innego "Życia na gorąco" to proszę bardzo

A było to tak, że żyłam sobie od pięciu lat w związku. Toksycznym jak jasny szlag i szczerze mówiąc do dziś się zastanawiam co mnie w tym trzymało tak długo

Przypadkiem się tak ułożyło, że z obecnym TŻtem słuchamy tej samej muzyki i siłą rzeczy w naszym mieście chodziliśmy do tych samych klubów i na te same imprezy - na którejś on mnie przyuważył i jak potem sam mi powiedział bardzo mu się spodobałam

Jakoś w podobnym czasie wlazłam z nudów na czat - nie wiem co mnie pokusiło, ale jak widać dobrze się stało, bo kto mnie tam zaczepił? Ano właśnie TŻ (tzn. oczywiście nie wiedział kogo zaczepia - że to akurat "ta" dziewczyna z klubu). Zaczęliśmy rozmawiać i... rozmawialiśmy cały rok - ja nie chciałam, żeby to zaszło jakoś dalej, bo ostatecznie byłam w związku - takim a nie innym ale jednak, więc obyło się z mojej strony bez podawania konkretnych danych, wysyłania zdjęć i innych akcji. Unikałam też możliwości "zaczepki" w klubie. Chociaż jedna się zdarzyła - podszedł do mnie i zapytał czy to aby nie ja. Spanikowałam i się nie przyznałam wtedy

Cała "sprawa się rypła" w dość śmieszny sposób. Poszło o... ZAKAZ PALENIA w klubie. Brzmi groteskowo conajmniej, bo "wpadłam" przez papierosa. W dodatku nie swojego. Zwróciłam po prostu jakiejś małolacie uwagę, że jest zakaz, bo stała przy parkiecie i kopciła - a mnie wyjątkowo wkurza jak ktoś mi w tańcu dymi prosto w drogi oddechowe. Wspomniałam o tym później w rozmowie internetowej z wtedy-jeszcze-nie TŻtem. Nastąpiło milczenie z jego strony a potem pamiętne 5 słów "więc to jednak byłaś Ty".
Nie było odwrotu - spotkaliśmy się. Najpierw na luzie, chociaż oboje przyznaliśmy się, że to już od jakiegoś czasu nie była tylko przyjaźń... TŻ stwierdził, że jestem jego boskim utrapieniem i już mnie nie puści

I tak jest do dziś

Tylko, że mój mężczyzna zdecydowanie cierpi na ZSK, z aneksem w postaci ciągłego gadania o zaręczynach, ślubach i tym podobnych sprawach, łącznie z dziećmi. Nic dziwnego w takim razie, że zazdrośnica ze mnie - takiego gadania i nic nierobienia od jesieni 2008 to święty by nie wytrzymał


I jeszcze Wam powiem na koniec, ale broń Boże bez wazeliniarstwa, że czytanie Was wciąga bardziej niż wszystkie seriale razem wzięte
