|
Przyczajenie
Zarejestrowany: 2010-03
Wiadomości: 13
|
Co dalej jest?
Dzisiaj była eksplozja wszystkich złych emocji które sie we mnie kumulowały od jakiegoś czasu... Zaczęło się od kłótni o rodziców, "mój kochany" stwierdził, że nie będzie jeździł do moich rodziców bo skoro on ze swoją rodziną nie utrzymuje kontaktu to z moja tym bardziej nie będzie... Nie ważne że u mnie w rodzinie od zawsze było inaczej - huczne imprezy, zawsze dużo gości, miłości itd itp. Mało tego ... to był dzień jego urodzin. W prezencie - zaczął dzień od włączenia TV i przeleżał jakieś 10 godzin z pilotem w ręce oglądajac sporty zimowe.... Ja w między czasie zdąrzyłam posprzątać całe mieszkanie, zrobić pranie, zakupy, ugotować obiad ... Kiedy prosiłam go żeby mi pomógł to był baardzo zajęty bo przecież nie mógł odejść od Telewizora!!! Nie wytrzymałam, pomyślałam - dość tego!!! Wyrzuciłam z siebie wszystko co leżało mi na sercu, on - jak zwykle zresztą nie reagował, ignorował mnie i to co mówie aż nie wytrzymałam i... podniosłam na niego rękę... Raz, drugi, trzeci... wpadłam w jakąs straszna furię, tak już mam jak złe emocje się gromadzą... Żeby nie było - bronił się. Też mi sie oberwało... Między czasie wyrzucił z siebie (jak już zaczął mówić), że generalnie jestem beznadziejna bo chcieli mnie ostatnio z pracy zwolnić (to akurat fakt, ale dlaczego od razu beznadziejna!!!), że ciągle obsypuje go w tygodniu sms-ami z pracy jakby go to w ogóle obchodziło... Straasznie mnie to zabolało. Zachował się jak potwór... Ten oto czuły, delikatny, spokojny facet. Była jeszcze cała masa słów które mnie zabolały i bolą cały czas... Nie wiem co się ostatnio dzieje... Mam trochę problemów - ze zdrowiem (lekarz mówi, że mam zmienić pracę bo przy takim stresującym trybie życia o dziecku w przyszłości mogę zapomnieć), w pracy - nieciekawie (chcieli mnie zwolnić w lutym ale sprawa ucichła), w życiu towarzyskim dno na maxa (stwierdziłam, że nie mam się komu wygadać - dlatego tu jestem), w życiu rodzinnym - nie widziałam się z rodzicami od miesiąca (mieszkają 300 km stąd), bo mój mężczyzna nie może znaleźć terminu w kalendarzu, pomimo że do jego rodziców jeździmy średnio raz w miesiącu, w ciągu dwóch lat naszego związku on moich widział dwa, może trzy razy... Czy to normalne? Myślałam, że związek to sztuka kompromisów a tu ZONK na całej linii Jak tu mówić o kompromisach jak z nim sie w ogóle nie da dogadać...
Po dzisiejszej kłótni próbowałam rozmawiać na spokojnie. Nawet przez chwile świętowaliśmy jego urodziny przy kolacji... ale stwierdzam że z nim się nie da rozmawiać... Dziś wieczorem miał robić imprezę z okazji urodzin ale nie zaprosił nikogo i o 19-stej stwierdził, że może jednak ja zorganizujemy??? HELLLOOO Ludzie siedzą w sobotni wieczór i czekaja kiedy Szanowny Pan zadzwoni i zaprosi... no jakas porażka.... Po rozmowie, jak doszło do "porozumienia", już po przeprosinach oczywiście to ja w sobie udkryłam poczucie winy no bo jakby to inaczej, nie liczy się to że on sprowokował mnie do kłótni... Zawsze fatalnie się z tym czuje, nawet po małej sprzeczce. Jakąś godzine temu próbowałam sie dowiedziec co z naszym wypadem w góry na narty jutro, usłyszałam - zobaczymy rano... To oznacza dla mnie jedno - pobudka o 7 rano, 2 godziny jego szwędania po mieszkaniu i gadania że szkoda pieniędzy na benzyne, szkoda czasu i Bóg jeden wie czego tam jeszcze mu szkoda (wiem bo już trzy tygodnie pod rząd to przerabiała - pewnie śniegi lada moment stopnieją i tyle będzie z nart). Jestem osobą cholernie zorganizowaną, z racji wykonywanego zawodu lubie a nawet musze miec wszystko zaplanowane konkretnie-co do godziny. Zawsze taka byłam ale z nim się po prostu nie da. On nigdy nic nie wie, jest wiecznie niezdecydowany i niezadowolony z życia....
Mam dosyć siedzenia na weekendy w domu, w czterech ścianach tylko we dwoje bo już świra dostaje!!! Nie jestem mega towarzyska ale chciałabym żebyśmy od czasu do czasu wyszli do klubu, spotkali sie ze znajomymi, poszli na spacer, do kina, teatru - zrobili cokolwiek innego od tego co robimy na codzień. Ostatnio każdy weekend wygląda tak samo - w sobote on leży z pilotem ja sprzątam, wieczorem on tylko się przemieszcza - raz przed TV później przed kompem i tak też wygląda cała niedziela... Na litość boską-jesteśmy młodzi, mamy po 27 lat a on zachowuje się jak dziadek!!! Chociaż pewnie nie jeden dziadek jest bardziej rozrywkowy od niego ...
Mam tego dosyć!!! Chciałabym coś zmienić ale nie wiem co ... Nie wiem od czego zacząć... Mieszkamy razem w mieszkaniu które kupiliśmy rok temu, a właściwie formalnie nigdzie nie figuruje moje nazwisko... Wtopiłam strasznie bo wszystkie oszczędności liczone w kilkudziesięciu tysiącach złotych wrzuciłam w to mieszkanie, teraz głupia jeszcze spłacam z nim ten kredyt a mieszkanie tak de facto jest jego... To jest najczęstszy powód kłótni... Jego tłumaczenia, że zawsze będziemy razem w niczym mi nie pomagają!!! Pewnie Ci którzy się rozstali nie planowali tego, a ja głupia zakochana ajjjj Cholernie tego żałuje no ale co ja teraz mogę zrobić - za późno żeby cokolwiek zrobić w tej sprawie. Miało być inaczej, myślałam, że zanim się wprowadzimy będą zareczyny (tak miało być), ale w rezultacie okazało się, że tak się spłukaliśmy przy remoncie, że na pierścionek nie wystarczyło i od roku wciąż mu brakuje kasy.... Jakbym nie wiadomo jaki drogi pierścionek chciała nosić...
Za 300 zł wystarczy tfe też mi pieniądz...
Co Wy dziewczyny o tym myslicie?
|