Cześć Wam,
Jestem nowa. Przeczytałam cały Wasz wątek uświadamiając sobie, że tutaj jest również moje miejsce. Popadłam w depresję przez błędnie podejmowane decyzje co do koloryzacji włosów. W tej chwili moje włosy ledwo trzymają się na głowie. Przez ostatni rok rozjaśniałam włosy co 3 tygodnie z ciemnego blondu do platyny u fryzjera. W trakcie tego okresu miałam położone brązowe pasemka, które następnie usunięto mi w salonie dekoloryzatorem i dalej kontynuowałam rozjaśnianie do platyny. Musiałam ściąć włosy do krótkiego boba. Włosy były bez życia, matowe, niesamowicie suche mimo używania profesjonalnych masek odbudowujących. W lutym br. opamiętałam się, ale nie wiem czy nie jest już dla moich włosów za późno. Ostatni raz zafarbowałam u tego samego fryzjera całe włosy na kolor zbliżony do mojego naturalnego (odrosty było widać po 2 tygodniach - strasznie bijący po oczach kontrast bieli i czerni) i teraz włosy się sypią, tzn. są strasznie cienkie, ciągną się jak guma. Jak wysuszę po nałożeniu maski np. absolut repair są w miare ok, nie kruszą się, nie łamią się, jedynie pod wpływem wilgoci, gdy pociągnę pojedyncze włosy, urywają się. Mam już bardzo krótką fryzurkę (bob z dłuższymi włosami przy twarzy i krótkimi z tyłu) i nie wiem co robić, czy ściąć je, czy czekać aż popękają te wszystkie, które mają naruszoną strukturę? Proszę doradźcie coś.

Jednego jestem pewna, nigdy więcej tak inwazyjnego rozjaśniania włosów! Najgorsze jest w tym to, że zaczęło się niewinnie od pasemek jasno-brązowych, póżniej cały blond, coraz jaśniejszy za namową fryzjera, aż w końcu cała biała głowa. Jest mi lepiej w jasnym kolorze, ale na pewno nie kosztem kondycji włosów. Od jakiegoś czasu zastanawiałam się czemu są takie matowe

. Kiedyś lekko je rozjaśniałam do jasnego blondu i były błyszczące. To rozjaśniacz je całkowicie zniszczył. Jak tylko będę miała zrobione zdjęcie, załącze Wam. A tymczasem bardzo Was proszę o radę co do ratowania ewentualnie ścięcia włosów i o wsparcie do zapuszczania odrostów.
Pozdrawiam Was zdesperowana,