[DominikaS]

Coś mnie zaatakowało, prawdopodobnie zmutowany wirus, wypuszczony z jakiegoś laboratorium... Mam bardzo dziwne objawy, a właściwie jeden - boli mnie lewa strona, najpierw w gardle a teraz to juz połowa czaszki i szyji. Na łuku jakimśtam (tam gdzie zwykle umiejscowiają się bąble anginowe) mam wielkiego guza. Boli tak jak siniaki (czyli nie drapie tylko boli) i nie tylko przy przełykaniu ale cały czas (trzecia doba).
Troszkę nawet spuchłam z tej strony. Swinki nie miałam nigdy ale jesli to to, to odbiega od opisów jakie znalazłam w encyklopediach medycznych... Tzn nie wydaje mi się żeby to bylo zapalenie ślinianek (chyba że mam dziwna anatomię). Na anginę (bo od razu pomyślałam że to angin a) też nie wygląda... Na razie po prostu otępiam sie środkami przeciwbólowymi i dalej robie wigilie. Nie zadzwonie ani nie pójdę do lekarza bo ten jeszcze coś wymyśli i zepsuje mi swięta albo nic nie wymyśli i da mi antybiotyk, po ktorym jak zwykle "odjadę" na trzy dni (czyli też zepsuje mi święta).
Może miałyście kiedyś świnkę? Jak to u Was wyglądało?
A, i nie mam ani gorączki (tzn nie więcej niż 38), ani osłabiona nie jestem (chyba że bólem) ani nie kaszlę itd.
Na pewno zaraziłam się czymś od Nosiciela w jakimś sklepie;(
W sumie dzisiaj zaczęłam się powaznie martwić bo jak jestem chora na coś "normalnego" to objawy ustępują po dwóch dniach najdalej. A tym razem z godziny na godzine jest coraz gorzej (rano nie moglam ruszyć ręką bo mnie szyja bolała). Może któraś z Was miała podobne objawy... Wolę się tu zapytać, zanim zacznę panikować i wzywac pogotowie...
I mam powiększone węzły chłonne (więc chyba wirus?) wszystkie;(
Ale wykluczyłam już dzume i ebole - to chyba szybciej "działa"