Mieszkanie (wynajmowane z TŻ): 600 zł + rachunki ok. 150 zł pewnie (jeszcze nie płaciliśmy)
Jedzenie, chemia: 500-600 zł (Boże, ile ja przejadam!)
Pierdoły do mieszkania i duperele: 50-100 zł
Czasem jakaś książka, coś do szkoły, ksero: 50-100 zł
Karta miejska: 35 zł
Paliwo na dojazdy do domu, raz na chiński rok dorzucę się TŻ-towi. 100-150 zł
Plastry: 40 zł
W sumie jakieś 1600-1800zł. Tutaj ciężko tak podsumować, ale mam kontrolę (prowadzę tabelkę

).
1000 zł dostaję od mamy, jakieś 700-900 zł dorobię sama. To, czego nie wydam odkłada się na koncie. Przez 2,5 roku odłożyło się kilka tysiączków (będzie na czarną godzinę, jak na przykład skończy się czerpanie pieniędzy z domu albo będe potrzebowała więcej).
Ej, a czy uważacie, że wydawanie tyle przez studentkę (3 rok) to dużo? Bo mam wrażenie, że moi znajomi wydają dużo więcej, ale z drugiej strony to przecież niemało jak na jedną osobe. Na pierwszym roku wydawałam dużo mniej (jakieś 1000zł, ale płaciłam ok. 350 zł mniej za mieszkanie), ale też bardziej liczyłam się z wydatkami. Nie kupowałam tyle jedzenia i kupowałam tańsze, dłużej się zastanawiałam przed zakupem, 5 zł miało większą wartość niż dziś. Czy to według was normalne, że chcemy żyć na coraz wyższym poziomie, czy powinnam sie temu bardziej przyjrzeć?