Napisane przez MelonJuice
Witam, przejrzalam sporo watkow na temat rozstan, jednak kazdy jest inny i dlatego zdecydowalam sie poprosic Was o pomoc w mojej sprawie. Bardzo potrzebuje rad i planu jak odzyskac ukochana osobe... juz przedstawiam pobiezna historie. Mam 23 lata, moj chlopak 26, bylismy ze soba 5 lat, byly to lata szczesliwe, acz trudne. Poczatkowo to on byl we mnie wpatrzony jak w relikwie, wielbil mnie, troszczyl sie, obdarzal miloscia i opiekowal, mielismy 3miesieczny okres rozstania z powodu mojej checi rozerwania sie, w koncu mialam tylko 19 lat. On byl wtedy juz zagranica, zreszta jest od 4 lat, ale udalo mu sie mnie odzyskac i nie wiem dlaczego, ale bardzo go wtedy pokochalam, wrecz zakochalam sie do szalenstwa. Nasz zwiazek przez ostatnie 4 lata byl zwiazkiem na odleglosc, moj byly (nie wierze, ze to pisze) pracuje zagranica, mieszka tam z rodzicami i jemu tez jest ciezko, nie ma tam zbytnio przyjaciol, bo zawsze tesknil za mna, czekal az przyjade, a ja czekalam az on przyjedzie, widywalismy sie jak tylko jedno mialo srodki i wolny czas, wiec dawalismy sobie rade. Od razu wspomne, ze nie chodzi o druga dziewczyne, bo znam go na tyle, ze wiem, ze jest tam zupelnie sam, tylko praca dom, praca dom. Wszystko zaczelo sie psuc od listopada, uslyszalam od jego siostry, ze chce sie ze mna zareczyc i szuka pirscionka, wpadlam w szal, ze ona mi to powiedziala i po zlosci stwierdzilam, ze przez jego siostre to niech sam sobie nosi ten pierscionek i nie mam zamiaru sie zareczac (to miala byc niespodzianka), po jakims czasie uswiadomilam sobie, ze zachowalam sie jak dziecko, ze naprawde chcialam tych zareczyn. Pozniej przyjechal na 3 tygodnie na swieta, byl jakis nieswoj, bo niestety troche chorowal, tez zle sie zachowalam, bo troche sie podsmiechiwalam i myslalam, ze bardziej udaje, bo przyczyna byly nerwy i stres. Pozniej bylo w miare przyzwoicie, czepialam sie jak zwykle o wszystko zamiast okazywac milosc i wsparcie, ciagle mialam pretensje zeby wreszcie cos zrobil z naszym zyciem, bo ja juz dalej nie moge tak zyc na odleglosc. Potem zastosowalam zerwanie ostrzegawcze, potrzebowalam troski i milosci, a jak on mogl mi ja dawac jak ciagle slyszal o sobie negatywne moje opinie? Kazalam mu zamilknac na wieki i tak tez zrobil, ale po 2 tygodniach odezwalam sie z placzem czemu sie nie odzywa, stwierdzil, ze przeciez nakazalam mu uszanowac moja wole, ale w koncu dogadalismy sie i znow bylo w porzadku... powiedzmy... Studiuje, koncze wlasnie studia, zajmuje sie troche 'kariera' i musialam czesto wyjezdzac do innych miast i kiedy on chcial zebym przyjechala na ferie, czy Wielkanoc, ja akurat mialam wazne wyjazdy z ktorymi wiazalam licne nadzieje i nie mialam pieniazkow na wyjazd do niego i tez nie smialam go o nie poprosic (choc wiem, ze z checia by mi kupil bilet, nawet proponowal, ale bardzo sie wstydzilam brac od niego pieniadze), wiec wybralam 'kariere' i myslalam-wiedzialam egoistycznie, ze on poczeka. Tymczasem ciagle robilam mu pretensje, ze sie nie widzielismy juz 4 miesiace, padaly ostre slowa. Az w koncu 7 kwietnia nie wytrzymalam tej rozlaki i tego napiecia i napisalam mu tyle przykrych slow, miedzy innymi to, ze wsyzscy sie dziwia, ze jestem z takim patalachem bez ambicji, tata, kolezanki itd. Choc nie byla to prawda, napisalam to bardzo zlosliwie... jeszcze napisalam, ze przyjade do niego tylko jesli znajdzie mi prace, bo ja na darmo nie chce marnowac sojego czasu. Co wiecej, przyslal mi rozne gazety, choc tylko wspomnialam o tym ze chcialabym jakies, a potem jeszcze mialam pretensje dlaczego nie przyslal ich do mnie, tylko razem z paczka jego mamy i musialam sama gazety odebrac, Boze, az sie tego wstydze, ze sie tak zachowalam, nie wiem co mna kierowalo. Potem nie odzywalam sie do niego 2 tygodnie, w koncu bardzo zatesknilam. Nie wiem czym tlumaczyc swoje zachowanie, z jednej strony bardzo chcialam byc z nim, z drugiej myslalam o moim rozwoju i ewentualnym sukcesie. Tylko teraz nie rozumiem i wstydze sie tych wszystkich pretensji, tych slow ktore padly i ktorymi go skrzywdzilam. Teraz wszystko sie w nim zebalo i stwierdzil, ze nie mamy o czym rozmawiac, za bardzo go skrzywdzilam. I wiem, ze ma racje. Dopiero kiedy przestal sie zupelnie odzywac po moim telefonie z przeprosinami (po tych dwoch tygodniach od kiedy padly te zbyt mocne slowa) i przyznaniem sie do bledow uswiadomilam sobie jak bardzo go kocham i dotarlo do mnie moje zachowanie. Jak moglam byc tak slepa? Kochajac go calym sercem, chcac byc z nim ranilam go tylko ciaglymi wyrzutami, ze chce tego i tamtego, a nic od siebie. Nie odzywal sie do mnie tydzien, mimo, ze codziennie pisalam mu dlugie elaboraty na temat tego jak zle sie zachowywalam i jak bardzo chcialabym zeby mi wybaczy i uwierzyl, ze wszystko zrozumialam, to byl najgorszy tydzien w moim zyciu, ale wczoraj postanowilam do niego zadzwonic do domu, pogadalam chwile z jego mama potem z nim. Powiedzialam mu bardzo spokojnym glosem, ze cierpie straszliwie bez niego, ze wszystko mi o nim przypomina i sprawia bol, ze boli mnie bardzo to co mu zrobilam, jak go krzywdzilam i ze zdaje sobie sprawe z tego, ze on ma racje, ale tylko byl zly ze dzwonie, ze dlaczego dopiero teraz, ze mam za swoje, ze nie wie co dalej, ze musi si zastanowic, ze wszystko mu sie skumulowalo, ze jest bardzo zly i czuje do mnie niechec za to wszystko, zapytalam czy moglabym naprawic, to co wiem, ze jeszcze naprawic moge i bardzo chce, bo jestem na tyle mloda, zeby nauczyc sie na wlasnych bledach i ich wiecej nie popelniac. Powiedzialam mu wszystko co czuje, stwierdzil, ze potrzebuje czasu, ze nie wie, czy to bedzie tydzien, czy miesiac. Ale wiem, ze on mnie jeszcze kocha, ze na dnie serca wystarczy obudzic znow ta milosc. Chce kupic bilet i pojechac do niego z zaskoczenia, bo nie widzielismy sie juz 4 miesiace i chcialabym mu pokazac, ze mi zalezy i porozmawiac w 4 oczy, tylko nie teraz, tak za okolo miesiac. Najgorsze jest to, ze ja wiem co robilam zle, ale wiem to dopiero teraz i on tez wie, ze dopiero teraz mi to pokazal, bo bylam nieswiadoma tego co robie... Im bardziej chcialam zmiany i jego milosci, tym mniej mi jej dawal, bo bylam zlosliwa i chamska w moich 'prosbach'. Teraz bardzo chcialabym go odzyskac. Wczoraj pisalismy ze soba na gg, nie byl zbyt optymistyczny, ale mu sie nie dziwie, bo sprawilam mu ogromna przykrosc. Napisal, ze jesli chce o niego walczyc, to musze na szczescie zapracowac, bo on juz mi sie nie poda na tacy. Napisal, ze po prostu nam sie nie ulozylo i, ze moze powinnam znalezc sobie kogos komu dam to czego jemu nie dalam, choc bardzo chcial to wziac. Bardzo chcialabym mu pokazac, ze wreszcie to wszytsko do mnie dotarlo, ze nie chce juz sie tak zachowywac, chce szczerze i bez wstydu pokazywac mu co naprawde czuje. Bardzo go kocham, chcialabym z nim byc do konca zycia, nie moge patrzec na innych mezczyzn, liczy sie tylko on. Pomozcie mi rozsadnie to rozegrac... Planuje dopiero w przyszlym tygodniu sie do niego odezwac i tylko napisac o pozytywnych rzeczach w zyciu i przypomniec, ze go kocham i czekam, az mi uwierzy i przebaczy. Jak mam to rozegrac, zeby znow go odzyskac? Co mam zrobic, zeby go do siebie nie zniechecic? Jak obudzic jego milosc? Bo wiem, ze ona tam jest, ale jest obecne zbyt zly zeby ja odczuwac. Pomozcie, jak mam sie zachowac, jak mu pokazac, ze naprawde to rozstanie zmienilo wiele w moim postrzeganiu drugiego czlowieka i w samym charakterze i okazywaniu uczuc?
|