2006-05-30, 10:07
|
#11
|
|
Zadomowienie
Zarejestrowany: 2006-01
Lokalizacja: Szczecin
Wiadomości: 1 213
|
Dot.: pomoc meza
ja miałam taką ciąże, że gdyby wszystki kobiety tak miały to połowa ginekologów byłaby bezrobotna. mąż się cieszył z ciaży bardziej niż ja. zachcianek nie miałam, ale najgorzej było mi chodzić po schodach i to za mnie robił np. przynosił mi różne rzeczy z góry (mamy dwupoziomowe mieszkanie).
od poczatku był tyleż zaangażowany co przejęty. w szkole rodzenia pchał się jako pierwszy do instruktażu kąpania i przewijania - jak gruchnął tą lalką o blat to aż struchlałam na mysl o tym, ze to miałoby być nasze, żywe dziecko.
przy porodzie był z przerwami, ale nie dziwi mnie to, bo na porodówce spędziłam 26 godzin. masował, krzyczał na mnie żebym oddychała i był jedyną osobą, którą w ogóle słyszałam w tym całym amoku.
od początku kąpanie było jego domeną, bo ja "bałam się o swój krzyż". stawiał sie jak diabli, bo on jest zmęczony, ale ja nie dawałam za wygraną, choć miałąm ochotę momentami go udusić. wciąż mu tłumaczyłam, ze ojciec musi mieć z dzieckiem kontakt od pierwszych dni a nie jak skończy trzy lata i zacznie gadac, bo wtedy bedzie za późno na tworzenie więzi. w tej chwili robi przy małym wszystko, ze mną na zmianę. dziecko jest wspóne i dlatego też nie mówię, że on mi pomaga, bo niby dlaczego on pomaga mnie a nie ja jemu?
__________________
Kto nie ryzykuje ten nic nie ma
|
|
|