a truskawy wczoraj zakupialm wreszcie, kupilam kilogram, polowe zezarlam ze smietana az mi sie ulewalo a druga zjem za chwile...

na pocieszenie, bo mnie maz z raan zeźlił... zasmucił.. ach wszystko naraz...
ni z gruszki ni z piertuszki zaraz po sniadaniu oswiadczyl ze jutro pojedziemy na zakupy bo on za chwile jedzie do sieie na wies...
oszzzz ty se mysle......... i mowi och bo ja nie bede w domu siedzial przeciez!
a ja to moge????? taka pogoda, moglibysmy wyjsc gdzies a on mnie zostawia w tym cholernym bloku........
pozalil sie ze dlaczego zawsze taka jestem ze jak on gdzies chce wyjsc to zaraz sie krzywie.....nawet nie probowalam mu wytlumaczyc ze nie w tym rzecz... wzielam sie za zmywanie i powiedzialam ze sama pojade po dzidkowe rzeczy...
szczerze mowiac nie chce mio sie wlec tramwajem w upal i to z zakupami....
z drugiej strony ciekawe ze jak trzeba mnie gdzies podwiezc to jest pol dnia marudzenia ze on nie lubi prowadzic i td bla bla...
echhhh dodal ze wie ze mi przykro ze zostaje sama w domu ale ... przeciez przyzwyczajona jestem!! no ładnie....... a mam inne wyjscie?
aaaj rozstroilo mnie to calkiem jakos....... niech jedzie, niech sie nacieszy, jakby zostal w domu to i tak bym go nigdzie nie wyciagnela tylko by zasiadl przed kompem....