Z tym obiadem to była taka metafora tego wszystkiego, co wymieniłaś od góry. Rachunki w mojej kawalerce i tak są liczone na dwie osoby - i tak w czynszu spółdzielczym mam zaliczki jak za dwójkę, a nie jedną tylko osobę i pewnie nie będę tego wykorzystywać w całości [zapewne przyjdą zwroty]. Nie mam go za aż taką ofiarę losu, żeby fundować mu to wszystko do końca świata, ale gdyby trzeba było przyoszczędzić i przeżyć jeden czy dwa miesiące "za moje" to byłabym w stanie to zrobić i moglibyśmy się nawet umówić, że "odda"/"odwdzięczy się" jak znajdzie pracę - dla mnie nie ma problemu, bo też nie chciałabym żyć na czyimś garnuszku dłuższy czas, zwłaszcza będąc - zapewne - mężczyzną. Gdyby zaproponował coś takiego, nie ujęłoby mi dumy przystanie na taki układ.
Wymuszanie kończy się za każdym razem tak samo:
- Podejmij jakąś DECYZJĘ. Nie mówię, że masz się przeprowadzić. Ale
powiedz mi na czym stoję.
- Ehh....
- Albo się przeprowadzasz -i ok, poczekam. Albo wiesz, że nie - i wtedy też ok tylko mi o tym powiedz.
- Dzisiaj, Maju, tego nie ustalimy.
... co wywołuje u mnie potok piany z pyska, dym z uszu, czerwo na twarzy i alergiczną wysypkę całego ciała. Ile można słuchać "Dzisiaj Ci nic konkretnego nie powiem, daj mi iść spać" od faceta, zwłaszcza, jeśli taka odpowiedź nie zmienia się już trzeci rok?
On nie potrafi podjąć żadnych konkretnych kroków

Zawsze tak jest. Do kupna auta też zbierał się ponad rok

Nawet sobie nie wyobrażam, że zacząłby szukać pracy tutaj - przecież miał na to mnóstwo czasu a nie zrobił nic

Nie mam już sił czekać, a najgorsze w tym wszystkim jest to, że on nie potrafi powiedzieć konkretnie "Nie przeprowadzę się" tylko jęczy i wymiguje się od odpowiedzi, bo jest psem ogrodnika i nie chce mnie stracić, ale prawdopodobnie doskonale wie, że i tak nigdy nie będziemy razem

To chyba tyle
