[mamaAniki]

Nigdy nie sądziłam, że wpadnie ktoś na pomysł masowego dzielenia się przeżyciami związanymi z suszeniem ubrań. A wymysłów jest co nie miara. Bo każda z nas, wybierając się na przeróżnego typu spotkania nieraz na szybkiego prała swoją odzież w pośpiechu susząc ją. Ja stawiałam zawsze na sprzęty codziennego użytku. Były to:
- kuchenka gazowa- odpalałam wszystkie palniki, wieszając na wyciągaczu spodnie, swetry, bluzki itp. Gdy w pośpiechu wykonywałam resztę czynności np. kąpiel, makijaż kończyło się na napalonych rękawach. Raz całkowicie spłonęły jeansy o mało nie doszło do pożaru. Zaprzestałam używania tej "suszarni",
- mikrofalówka- wpadłam na pomysł nastawiania jej na kilkanaście minut, po czym wyciągania bielizny, by pomachać nią trochę ( w celu "złapania" powietrza) i znów kilkanaście minut ciepełka. Niestety jeden ze staników miał plastikowe fiszbiny,które się stopiły. Mikrofalówka nie zdała egzaminu,
-suszarka do włosów- suszy wszystko: spodnie, swetry, bluzki, rajstopy, skarpetki, bieliznę. Praktykuje do dziś, jest genialna ucierpiała tylko obudowa, która się nadtopiła, czasem zagrzeje się silniczek. Ale lata praktyki czynią cuda