To może coś ode mnie
Pamiętam ten dzień, kiedy Ją poznałem. Była wtedy jeszcze dzieckiem, tak słodko wyglądała z różową kokardą na głowie. To było tydzień przed Gwiazdką. Ona cały czas myśli, że to właśnie Ona pierwsza mnie zauważyła. Jednak to ja cały czas przyglądałem się Jej, jak szarpie swoją mamę za rękę mówiąc, że chce Jej się siku. To ja Ją dostrzegłem. Ona zobaczyła mnie dopiero po chwili. Najpierw był błysk w Jej oku, później nieśmiało podchodziła coraz bliżej i uśmiechnęła się do mnie. Powiedziała kilka słów, ale ja Jej nie słuchałem, obiecałem tylko, że będę zawsze przy Niej.
Później dorastaliśmy. Ona zawsze była inna, artystka. Gdy była dzieckiem nikomu to nie przeszkadzało, miała w końcu swoje kredki i swój własny świat, zakrapiany odrobiną fantazji i miała mnie. Zwierzała mi się ze wszystkich problemów. Przypominam sobie Jej smutek, gdy opowiadała, o tym jak dzieci w szkole ją wyśmiały. One nie rozumiały tego, że niebo czasem może być zielone, że kwiaty śpiewają własne piosenki. Podarli wtedy Jej rysunek, Jej małe arcydzieło, które potem przez wiele godzin sklejała i tak już do niczego się nie nadawało, było mokre od łez. Potem przyszedł czas, kiedy pozostałe dzieci zaczęły zawierać pierwsze przyjaźnie, kiedy chłopcy podrzucali dziewczynkom miłosne listy do plecaka i targali za warkocze. Ona miała piękne włosy, rude, kręcone, ale zamiast robić warkocze, wolała wpinać w nie sztuczne kwiaty. Nawet Jej rodzice twierdzili, że jest dziwna. Chciałem, żeby miała jeszcze kogoś oprócz mnie, kto by ją wspierał. Mówiłem, żeby znalazła sobie przyjaciółkę, która malowałaby Jej paznokcie i z którą mogłaby rozmawiać o chłopakach. Ja nie mogłem słuchać o Jej pierwszych sympatiach, byłam cholernie zazdrosny i za bardzo wzruszał mnie widok łez w kącikach Jej oczu. Kiedyś przyznałem się Jej do tego, a Ona tylko przytuliła mnie mocno i pocałowała w czubek głowy, śmiejąc się przy tym głośno. Wtedy namalowała po raz pierwszy mój portret, teraz leży gdzieś na dnie kartonu z Jej pozostałymi dziełami. Był krzywy, jedno oko miałem większe od drugiego, jednak to mój ulubiony obraz.
Potrzebowała dużo ciepła, ale ono musiało mieć swoje źródło. Dawałem Jej tyle ciepła ile tylko mogłem, przez to odczuwałem ciągły chłód. Chciała mi się odwdzięczyć i kupiła dla mnie piękny sweter, który ogrzewał mnie, gdy zasypialiśmy przytuleni w chłodne wieczory. Gimnazjum upłynęło Jej dość szybko. Była bystra, więc nie miała problemów z nauką, nie chodziła na imprezy, więc cały wolny czas spędzała w domu malując obrazy. Zapisała się na prywatne lekcje, zdobyła trochę wiedzy i praktyki, ale zabrało Jej to radość tworzenia. Cały czas powtarzała, że wszystko jest w porządku, że nie czuje się samotna, bo przecież ma mnie. Wygrywała konkursy, chodziła na wystawy i czytała poezję. Nadal lubiła się do mnie tulić, gdy było jej źle, potrzebowała mnie, a ja byłem zawsze przy niej.
Patrzyłem, jak zaczyna się ode mnie oddalać. Już nie chciała spać ze mną, już nie przytulała się ja wcześniej, nie czułem jej ust na policzku, ale mimo to trwałem przy niej. Zaczęło się od tego, że Jej ojciec spakował walizkę i pojechał. Już nie wrócił, chyba winiła mnie za to, może myślała, że stanę w drzwiach i go nie wypuszczę. Była wtedy w liceum i poznała tam dziewczynę, którą ja nazywałem Obcą. Wkroczyła między nas i pokazała Jej świat, jakiego nie znała do tej pory. Obca śmiała się ze mnie, nie rozumiała, po co Jej ktoś taki. Zabierała Ją na imprezy, pokazywała świat alkoholu i nieznanych doznań. Ona przestała malować, coraz częściej widziałem pustkę w Jej oczach, ale nic nie mogłem zrobić, nie chciała pomocy, nie chciała już mnie. Był jeden chłopak, w którym się zakochała, nie mówiłem Jej, że go nienawidzę. On był zupełnie inny, różnił się od Niej, był realistą i ignorantem. Nie było świętości dla niego, mimo to patrzyła na niego tak, jak jeszcze nigdy na mnie.
Poszła raz w nocy na domówkę, bo to modne i tam miał być on. Nie poznawałem Jej. Czekałem na Nią długo, nie wracała, mimo, że minęła jej godzina policyjna. Zasnąłem w oczekiwaniu, obudził mnie dopiero szum wody. Myła się długo, a ja cały czas siedziałem w milczeniu. W końcu wyszła z łazienki, nic nie mówiła, tylko wzięła mnie w ramiona i mocno przycisnęła do Swojego serca. Jej łzy płynęły po całym moim ciele, byłem cały mokry i czułem Jej ból, jednak chciałem, by ta chwila trwała jak najdłużej. Wiedziałem, co się stało, mimo, że nic mi nie powiedziała, a i ja o nic nie pytałem. Widziałem krew pod jej paznokciami, porwaną sukienkę i potargane włosy. Czułem jego zapach na Jej ciele. Tego wieczoru zasnęliśmy razem.
Potrzebowała spokoju po tym wydarzeniu, nie chciała iść na policję, nikomu nic nie powiedziała, tylko ja nosiłem Jej brzemię. Namalowała wtedy obraz, którego do tej pory nie mogę zrozumieć. Wydaję mi się, że kochała go nadal, nawet po tym, co Jej zrobił. Widziała go codziennie, widziała też Obcą, która chodziła z nim za rękę i wymieniała namiętne pocałunki. Pewnie była ciekawa, czy Obca wie o tym, co on jej zrobił, jak bardzo ją skrzywdził tymi dłońmi, o długich palcach i tymi ustami, o gorzkim smaku. Jej ból był tak wielki, że mi przekazała tylko odrobinkę, ale ja byłem w stanie udźwignąć o wiele więcej. Coraz częściej zamykałem oczy, patrząc na jej twarz.
Płukanie żołądka zrobiono sprawnie. Byłem wtedy z Nią w szpitalu. Nie powiedziała mi, co zamierza zrobić, nie widziałem u Niej tych pigułek, chyba nie chciała, żeby pękło mi serce. W szpitalu poznała Studenta. Studiował medycynę, imponował jej swoją wiedzą, dojrzałością i zamiłowaniem do sztuki. Widziałem jak maluje portret Studenta, on miał równe oczy, nie tak jak ja i Jej serce bijące w jego w klatce piersiowej. Widziałem, jak patrzy na Nią, słyszałem wiersz, który napisał dla Niej, kochał Ją. Po raz pierwszy od dawna była szczęśliwa i to było dla mnie najważniejsze. Wkrótce wyszła ze szpitala, ale nie miała dla mnie tyle czasu, co kiedyś, jednak ufałem Studentowi, wiedziałem, że jest z nim szczęśliwa.
Poprosił ją o rękę wczesnym majem, byłem przy tym, spojrzała się na mnie, jakby pytała o zgodę, uśmiechnąłem się kącikiem ust. Już po chwili była w jego ramionach. Ślub był skromny, ale piękny, przepełniony miłością, przyjechał Jej ojciec. Widziałem tylko zdjęcia, nie zaprosiła mnie, chyba zrozumiała, że to, by mnie zabiło. Widziałem, jak rośnie jej brzuch, dziewczynka. Student modlił się, by była tak piękna jak Ona, bo przecież on miał za duży nos, który zupełnie nie pasował Jej dziecku.
Poród odbył się w prywatnym szpitalu. Czekałem długo, aż przywiozą Małą do domu, chciałem ją dotknąć, tak jak kiedyś dotykałem jej mamę. Posadzili mnie obok Małej. Siedziałem, przy jej łóżeczku i wpatrywałem się w jej słodką, malutką twarz i w te małe rączki, które kiedyś będą mnie tuliły do serca.
Powiesili mój portret nad łóżeczkiem Małej, ten gdzie mam krzywe oczy. Może dla niej też będę kimś więcej, niż pluszowym misiem…