Zakorzenienie
Zarejestrowany: 2009-09
Lokalizacja: Niebo :)
Wiadomości: 3 374
|
Dot.: Mamusie MAJOWO- CZERWCOWE 2010. cz. V :-))
Cytat:
Napisane przez margo80
Witam. Tu mąż
To póki moja cudowna żonka sie rehabilituje, to zrobie jej niespodziankę i napiszę dwa słowa..
Zaczęło się niewinnie.. pierwszy dzień urlopu, trochę remontów itd.. po ostatnim dyżurze 24h w pracy stwierdziłem, że należy mi się trochę relaksu i oglądałem te piękne mecze nagrane za dnia wieczorkiem.. Słowenia zremisowała ze Stanami, mimo że Stany strzeliły więcej bramek.. ale w piłce różnie bywa, może nie będę zagłębiać się w ten temat.. W każdym bądź razie łypnąłem wzrokiem na ten mecz i nagle zrobiła się 1:00 rano.. więc pomyślałem „kiedyś trzeba się wyspać.. urlop się zaczął no to pośpię” . Szybko poszedłem w objęcia morfeusza, a tu ku mojemu zaskoczeniu niecałą godzinkę później staje nade mną żona .. Jedziemy do szpitala.. chyba nie muszę mówić, że zaspany mało kojarzyłem i chodziłem po domu w tą i powrotem nie wiedząc co mam robić.. w końcu zaniosłem rzeczy do auta.. a tu o 2 rano biegnie dwóch gości koło domu i coś bełkoczą żebym ich gdzieś podwiózł za 20zł.. szybko mi to pomogło się ogarnąć, bo gdy huknełem na nich „ po**** was s*** stąd moja żona rodzi !!! ” szybko adrenalina pomogła mi się rozbudzić.. do teraz nie wiem skąd jacyś ludzie koło mojego domu o 2 rano i co miała moja odpowiedź do ich pytania.. ale mniejsza z tym… 2:30 zajechaliśmy do szpitala. Początkowo traktowano nas jak powietrze.. no może czasem jakieś papiery chcieli bądź też podpisy.. Po pół godziny bycia powietrzem zabrali moją żonę na blok porodowy, a mi kazali chwilkę poczekać.. Chwilka trwała do około 7:30.. sam w szpitalu, ani żywego ducha by się coś dowiedzieć, ani się ruszyć, bo miała być chwilka… głodny, nie wyspany, nie zdążyłem nawet braku nikotyny uzupełnić.. bałem się odejść od drzwi, bo myślałem, że w każdej chwili ktoś może wyjść po mnie lub przechodzić gdzieś to się czegoś dowiem.. napięcie rosło, czas leciał tempem żółwim, nie wiedziałem co się dzieje i zrobiłem około 5000 okrążeń po korytarzu.. w końcu koło 4:00-5:00SMS od żony, że chwilkę to jeszcze potrwa zanim będę mógł wejść. Więc ruszyłem zwiedzać szpital i szukać wyjścia, by iść zapalić i odnaleźć WC. Zadanie okazało się nie łatwe.. na piętrze wszystko było pozamykane – łącznie ze schodami.. nic trzeba windą.. zjeżdżam na -1 skąd przyszliśmy, a tam labirynt.. ciemność, czachy i znaczki radioaktywne od rentgenów, znaczki pożarowe.. labirynt.. Obszedłem całość, znalazłem 3 pary drzwi na zewnątrz – wszystkie łańcuchami zamknięte.. w dyżurce gdzie na wpuszczali ciemno i pukanie nie pomogło.. Połowa sukcesu, że znalazłem WC jak się okazało potem jedyne w tym czasie czynne na 4 pietra.. Po paru dalszych perypetiach i zwiedzaniu „opuszczonego szpitala” stwierdziłem, że daruje sobie bo może trzeba będzie zaraz wchodzić.. myliłem się ^^ czekałem kolejne godziny, zrobiłem w poczekalni kolejne 5tys okrążeń.. około 6:30 zaczęli pojawiać się ludzie widma.. byłem jedyną osobą na korytarzu i zaczęły się zmiany dyżurów i zjeżdżały się pielęgniarki.. mówiłem dzień dobry (miło po tylu godzinach użyć mowy i spotkać człowieka) niestety ku mojemu zaskoczeniu 90% osób przechodziło jak by nie słysząc i nie widząc mnie.. nic trzeba było użyć pokory , bo nie będę ironiczny skoro zaraz ta osoba może się okazać położną żony..
Stres rósł, martwiłem się o moje skarby.. i nagle SMS od żony, bym się zjawił. Lecę dookoła, wchodzę od tyłu za jedną z pielęgniarek, uradowany że w końcu mogę powspierać moją Panią i dowiedzieć się co się dzieje, a tu niespodzianka.. wyskakuje salowa i mówi, że mam chwilkę poczekać na poczekalni.. nie muszę mówić, że słyszałem ten tekst 5 godzin wcześniej, więc ta perspektywa wcale się do mnie nie uśmiechała… niestety perswazja męża w szoku porodowym nie przekonały asertywnej salowej, ale po 10min w końcu ktoś po mnie przyszedł. Sam poród nie był taki straszny, jak wcześniej się nasłuchałem i w porównaniu do oczekiwania minął mi błyskawicznie. Duża tego zasługa mojej kochanej żony , która bez znieczuleń tak pięknie ze sobą walczyła. Pomagałem jej jak mogłem.. Skakaliśmy na piłce, potem na łóżko, potem na stojąco wieszała się na mnie, potem na łóżko, na kucająco, aż w końcu ostateczny poród, który trwał z 6 skurczy. Pomagałem jak mogłem.. wspierałem, oddychałem, śpiewałem, rozweselałem, włączałem sprzęt do mierzenia pulsu dziecka i mierzyłem go co dwa-trzy skurcze, podawałem wodę itd.. czas minął niesamowicie szybko, choć ciężko było patrzeć ile wysiłku i bólu przy skurczach musi znosić, a ja nie mam na to wpływu . Dużo ciepłych słów musiał bym powiedzieć o położnej, która była od rana i przefantastycznie się komunikowała z nami i była przy tym ciepła i wyrozumiała.10:05 wyskoczyła Ewcia i co już dalej się działo to nie wiem, bo nadal jestem w szoku.. najpiękniejsze chwile mojego życia.. Chyba pierwszy raz się poryczałem ze szczęścia, taka wspaniała i piękna jest moja córcia, a żona po prostu była mega dzielna. Bardzo kocham te moje dziewczyny  ! Dla tego ostatnie wersy piszę streszczając na pędzie, bo zaraz jadę je znów odwiedzić.
Powodzonka i pozdrawiam - mąż
http://www.grafart.republika.pl/luck/luck01.jpg
http://www.grafart.republika.pl/luck/luck02.jpg
http://www.grafart.republika.pl/luck/luck03.jpg
http://www.grafart.republika.pl/luck/luck04.jpg
|
chyba najpiekniejszy opis porodu
gratulacje dzielny tatusiu 
Gratulacje dla dzielnej żonki 
witamy Ewe po drugiej stronie brzuszka  
---------- Dopisano o 11:08 ---------- Poprzedni post napisano o 11:04 ----------
[1=0096a1e2f6245c4e98bc18d e9b0ed84c369ef137_632f8bf 2adc0b;20099750]Gratuluję Ewcia - rozkoszniak 
Edziu, jeszcze raz: 3 miesiące kalendarzowe OD DNIA KIEDY PIT WKLEPIĄ W KOMPUTER. Nie od dnia złożenia. Oddałaś 17, ale wklepany mógł być dopiero np. 29.[/QUOTE]
ja znów o tym rozliczeniu ale to juz ostatni raz to jak mam sie dowiedziec kiedy te 3 miesiace chyba jedynym sposobem jest tam zadzwonić ?! kurka oni to maja czas ale jakby ja była im cos winna zaraz by mnie nagabywali   wrrrrrrrrrr
---------- Dopisano o 11:10 ---------- Poprzedni post napisano o 11:08 ----------
Cytat:
Napisane przez Siala_Bala
Pisałam o tym na swoim pierwotnym wątku..
Opowiem Wam coś 
W czwartek po szkole rodzenia pojechaliśmy z męzem do Makro pooglądać lodówki bo mamcia mi mówiła, że jest jakaś okazja.. wchodzimy i mąż mówi że musi siku.. no to że ja też skierowaliśmy się wo toalet..
wchodzę do kabiny, zdejmuję spodnie.. a że dresy nieco ciasnawe to się z nimi szamotałam bo mi z doopki zleźć nie chciały.. i podczas tej szamotaniny sobie kaszlnęłam.. a tu czuję mokrość 
jak nie szarpnę tymi gaciami w dół, razem z majtami, szybko tyłkiem wcelowałam na klozet i sikam... patrzę a tu majty osikane.. spodnie osikane  lekka konsternacja i chichram się do siebie w tej kabinie ... ludzi nie było bo już po 20:00, odsiknęłam do końca, spodnie i osuszyłam papierem, majty do torebki, zasłoniłam się torebką i wychodzę.. Damian już czeka. Mówię mi i pokazję te mokre spodnie, ten się smieje.. umówiliśmy się że odwalimy akcję na jasia fasolę 
On miał stuknąc w drzwi jakby ktoś nadchodził... a ja, japierdzielę... wchodzę i jak są suszarki do rąk.. nadstawiam pipę najwyżej jak mogę i macham ręką coby się ta suszara włączyła.. pobuczała trochę ale do spodni ledwo co doleciało.. i tak się gimnastykowałam dobrą chwilę.. wychodzę, plamy już nie widać.. patrzę a Damian na drzwi przykleił kartkę "przepraszamy, toaleta nieczynna" 
Nawet nie wiem skąd on ją wytrzasnął  Obejrzeliśmy lodówki na sklepie i czem prędzej do domu bo ja przecie bez majtek.
No akcja gruba xD
Powiedzcie, że Wam też się kiedyś przytrafiło i że nie jestem jedynym ciążowym obejszczańcem 
|
  :c ry: ty to naprawde dobra jestes 
mi sie zdarzyło 1 raz i to w domu naszczescie
|