W sumie piszę tu, bo chciałam się wygadać. Wiadomo, o faceta chodzi.
A więc, żeby było krótko i treściwie:
Znałam go z widzenia od... 4 miesięcy. Od początku mi się spodobał. Zdał maturę, to wiadomo, skończył szkołę miesiąc temu. Nawet mi szkoda było, że z nim słowa nie zamieniłam i pewnie już go więcej nie zobaczę. Ale mniejsza z tym. Ostatnio - miałam 3 godziny wolnego, siedziałam w szkole i uczyłam się na zaliczenie. I co widzę? Przyszedł.
Tak się złożyło, że zagadał do mnie... Gadaliśmy chyba ze dwie godziny, aż w końcu umówiliśmy się na spotkanie (z jego inicjatywy oczywiście). Nie muszę chyba mówić, jak się cieszyłam? Spotkaliśmy się wczoraj. Myślę, że nawet dobrze nam się gadało, więc teoretycznie powinno być ok. Ale czy będzie ok? Tu się pojawia mój (pewnie dla wielu błahy) problem.
Zapytał się mnie na koniec spotkania, czy napiszę. Powiedziałam mu, żeby on napisał. Stwierdził, że on nie napisze. A po chwili zastanowienia dodał - "Zobaczymy, kto pierwszy nie wytrzyma".
W sumie ja jakoś bym się przemęczyła pewnie i nie pisała ze trzy dni. Ale znając siebie, jak on do tego czasu nie napisze, to ja to zrobię pierwsza. Grrrrrr... Nie wiem jak ja mam się powstrzymać, bo nawet 24 godziny nie minęły, a mnie już świerzbią ręce.
Nie wiem jak wy, ale ja nie znoszę czekania i bawienia się w te durne gierki, kto pierwszy napisze... Czy one wg. was w ogóle mają sens? Skoro ja założę sobie, że jeśli mu zależy, to napisze pierwszy, a on założy sobie, że jak mi zależy, to ja napiszę pierwsza, to się pytam, gdzie tu znaleźć złoty środek? Zazwyczaj jak ja się nie odzywałam do facetów, to KAŻDY stwierdzał, że skoro nigdy nie piszę pierwsza, to znaczy, że mi nie zależy... Może faktycznie nie zależało wtedy aż tak. Tylko co tu teraz zrobić? Wiadomo, że nie zamierzam wyjść na łatwą panienkę, która pokazuje, że ma na faceta ochotę i dlatego pisze pierwsza. Ale kurde. Dlaczego tak bardzo mnie kusi?...
Przepraszam za bezsensowny wątek, ale nie miałam się komu wygadać.