Witajcie! Muszę się was poradzić, bo jakoś swoim przyjaciółkom nie umiem tego powiedzieć. No może nie tyle ze nie umiem co nie chcę, bo wszystkie szczęśliwe i zaaferowane przygotowaniami do swoich ślubów i wesel

a ja... niby zaręczona, ale żadnych planów.. nic

Mój TŻ na pytanie kiedy weźmiemy ślub odpowiedział: cywilny nawet możemy wziąć jutro! A ja się pytam: a kościelny? "Wtedy jak zarobię na niego". I wszystko byłoby pieknie: odpowiedzialny narzeczony mi się trafił- kasę na wesele chce sam odłożyć. Ale nie jest tak różowo- jeszcze studiujemy, nie pracujemy, a z pracą nawet po studiach ciężko jest. I w tym miejscu pytam się TŻa: a jeśli nie uda się z pensji odłożyć na wesele? Odpowiedź to wesela ani kościelnego nie będzie! Bo dla niego kościelny=wesele na 150 osób conajmniej

i mówi,"Kochanie, poczekasz sobie conajmniej 3 lata". Wkurzyłam się, bo jak każda zakochana kobieta z pierścionkiem na palcu chce jak najszybciej brać ślub a tu taka wiadomość. Moją złość wzmógł fakt, że on ma możliwość wyjazdu na fizyczną 3 miesięczną pracę za granicę, z której to co roku korzysta w wakacje, a jak wspomniałam, że na wesele w ten sposób mógłby spokojnie w 3 miesiące zarobić, to usłyszałam, że on z dyplomem fizycznie pracować nie będzie i w ogóle to jemu ten ślub nie jest do nieczego potrzebny. Jemu wystarczy cywilny

mi już argumentów na tego mojego TŻa brakuje... doradzcie coś proszę, bo może to ja jakieś ufo jestem i trzeba mnie na ziemię sprowadzić.....