|
Dot.: Psychiatra- cz 3
Cześć, dziewczyny.
Śledzę ten wątek od dawna. Do tej pory brakowało mi odwagi by się odezwać, a i nie bardzo wiem, jak miałabym posklejać zdania, o czym pisać skoro jest tego wiele, a jednocześnie w mojej głowie pojawia się pustka, gdy zasiadam do klawiatury.
Wiem, że potrzebuję pomocy, choć może się mylę, może jestem jedynie trefnym modelem podczłowieka, który sam jest winien temu w jakim położeniu się znalazł.
Mam dwadzieścia lat, nie mam nawet matury i daleko mi do niej. Przestałam chodzić do szkoły mając szesnaście lat. Powód? Lęk silny na tyle, że długo nie byłam w stanie wychodzić z domu. Zanim doszło do mojego załamania, regularnie chodziłam do psychologa, u którego nie czułam się dobrze i który uznał, że jestem całkowicie zdrowa, choć mówiłam, że mam co do tego spore wątpliwości, podejrzewałam u siebie depresję.
Na dzień dzisiejszy mam za sobą kilka wizyt u psychiatry, do którego przestałam przychodzić, bo znów mam problem z wyjściem z domu. Poza tym wstydzę się tam wrócić, po miesięcznej nieobecności. Jeśli chodzi o diagnozę, to na razie nie usłyszałam nic konkretniejszego niż „zaburzenia lękowe”.
Oprócz lęków męczą mnie urojenia. Nachodzą mnie gwałtowne, brutalne i niespodziewane wyobrażenia przeraźliwych krzyków, czasem płaczu. Najgorzej jest w nocy, choć ostatnio jest tego mniej mimo, że nie biorę leków. Kazałam im się wynosić, może dlatego dały mi trochę spokoju.
Parę miesięcy temu byłam święcie przekonana, że jestem demonem, w lustrze widziałam demona.
Osiągnięć zero, więc motywacji brak.
Gdybym nie czuła głodu, raczej nie wstawałabym z łóżka.
Stoję w miejscu, nie czuję się człowiekiem i wolałabym umrzeć.
|