Dlaczego tkwimy w toksycznych związkach?
Tak mnie to zastanawia. Dlaczego pozwalamy lub pozwalałyśmy sobie sobie na złe traktowanie nas ze strony naszego TZ? Bo miłość? Bo się boimy, że nas zostawi? Bo on staje się sensem naszego życia?
Ja mogę powiedzieć o sobie.. Oczywiście, na początku mój związek był cudowny... jak każdy na początku chyba. Tyle, że potem, jakoś tak nie wiadomo kiedy, zaczęły się złe słowa, złe zachowania. Mówiłam mojemu byłemu TZ ze mnie to boli, że nie zgadzam się na to... ale, zdaje się, to było już potem jak lawina, której się nie da powstrzymać. Po prostu on nawet nie widział, że mnie nie szanuje. Miał problem m.in. z hazardem i alkoholem - leczył się. Ale miał wpadki. I w ogóle zdawało się to do niego nie docierać, że mnie tez to wszystko dotyka. Jak dziecko we mgle. Ciągle obiecywal, że już "będzie dobrze", ale nie było. Potem nastąpił taki brak szacunku, że wmawiał mi, że to wszystko moja wina, że za dużo wymagam (bo wymagalam normalności), że powinnam się dla niego zmieniać.. że się czepiam, i "znowu od niego czegoś chcę".. biedny misiu.. Były też szantaże. A ja czułam się strasznie samotna i nieszczęśliwa. Ale tak trudno mi było odejść... bo przecież go kochałam.. bo tłumaczylam to sobie jego chorobą. W końcu odeszłam, bo ile można znosić brak szacunku? Ale dręczę się tym, że za późno, że mogłam wcześniej.. Czemu w tym tak długo tkwiłam?? A czemu wy tkwiłyście / tkwicie w raniących was związkach?
__________________
Motyle są wolne!
|