Dot.: Singielki
Niestety ten wątek już nie jest chyba dla mnie...
Przez większość życia byłam singlem. Przez połowę drugiej i 3 klasę liceum miałam chłopaka, od początku studiów byłam sama. Bycie singlem mi się podobało, bo wiadomo, pierwsze lata studiów to czas, żeby się wyszaleć. Poza tym cały czas gdzieś mnie ciągnęło - jechałam odwiedzić znajomych w innych miastach, albo wracałam do mojego rodzinnego na weekendy spotkać się ze znajomymi. Po 3 roku studiów przeniosłam się do Warszawy. Na pierwszym praktycznie wykładzie poznałam chłopaka, zaczęliśmy się spotykać, ale dalej myślałam o sobie jak o singlu. W skrócie - związek nienormalnie szybko się rozwijał i po pół roku zamieszkaliśmy razem (przez 4 miesiące i tak byłam tylko gościem w swoim akademiku).
Moi znajomi są w szoku, że mam kogoś na stałe. Ja w sumie też jestem w szoku.
Jednego tylko w sobie nie lubię, tego o czym już pisałyście i co mi też przeszkadzało u sparowanych przyjaciół - przestałam tyle czasu poświęcać przyjaciołom i znajomym, w zasadzie do nich nie jeżdżę, tylko telefon czasem :/
|