Napisane przez PolneRozterki
Powołam się na powyższy cytat, ale jednocześnie chce odpowiedzieć na wszystkie wiadomości, za które bardzo dziękuję.
Po pierwsze ja wiem, że to jest nienormalne, w sensie moje zachowanie.
Nie chce się usprawiedliwiać, lecz raczej znaleźć powód takiego podejścia i zniszczyć go w zarodku.
klempaa to fakt, że nie na tym polega związek by mówić sobie słówka 24 na dobę, ale naprawdę jak ja go sama nie zapytam to nie usłyszę jakiejś czułości długii czas
Jestem świadoma, że to, że kiedyś zostałam zraniona jak pewnie wiele innych osób, nie może być podstawą mojego zachowania. Jednak obserwując bliskie osoby, jak ich spotka coś złego biorą się po pewnym czasie w garść, a ja bardzo długo nie potrafiłam sobie poradzić, i już w tym okresie w głowie rodziły mi się chore myśli, którymi próbowałam sobie wytłumaczyć co było powodem.
Doris1981 zastanawiałam się nad wizytą u specjalisty.. tylko, że wiesz...
To tak jakby szczęśliwy, smutnemu powiedział "będzie dobrze"... mówić łatwo ale zrobić trudniej. Wiem, że nie ma złotej metody... jednak już kiedyś miałam do czynienia z poradnią, nie była to znacząca kwestia, raczej szkolna opinia, ale widząc, że ta osoba patrzy na mnie pustym wzrokiem tak naprawdę zastanawiając się co dziś zrobi na obiad i odpowiadając jakby znała już to na pamięć, odechciało mi sie mówić o czymkolwiek.
Jednocześnie jestem świadoma, że nie mogę mu niszczyć życia tak jak to robie sobie. Tylko, że tak naprawdę on jest całym moim życiem… Wiem, że to głupio może brzmieć.
Ale problem w tym, że będąc pierwszą córką moich rodziców, byłam pilnowana jak oko w głowie. Czasy podstawówki i gimnazjum, gdziekolwiek chciałam wyjść a było to na dłużej niż do 19, nie było o tym mowy, nie mówiąc już o nocowaniu u koleżanek, które nie wchodziło w grę. Żadne okazje nie były powodem by chociaż trochę popuścić "smyczki" każdy sylwester z rodzicami. Wakacje i wyjazdy, nie były dopuszczalne, a że na kolonie nie było pieniędzy dla mnie i dla rodzeństwa, to dla sprawiedliwości nikt nie jechał. Z czasem stałam się osobą, która była wtedy kiedy ktoś coś chciał, ale w życiu pozaszkolnym we wszystkim została pomijana. Dopiero po skończeniu 18 lat zaczęłam się nieco, że tak powiem buntować z wielkim trudem. W liceum mimo prób i przełamania swojej milczącej natury, nie znalazłam że tak to powiem”swojej ekipy”. Studia na chwilę obecną niestacjonarne, również mimo pozorów nie ułatwiają by poznać kogoś kto by miał czas wyjść od tak sobie na miasto. Nie powiem że to zawsze tak, o nie! Jednak praktycznie każdy pracuje, bardzo dużo osób mi bliższych, albo ogólnie z mojej grupy dojeżdża z innych miast, już nie wspominając o tych co mają rodziny albo w najbliższym czasie planują… Ludzie nie mają czasu.. z jedną osobą z którą się bliżej trzymam, to by wyjść na kawę od tak sobie nie da rady, dosłownie musimy się umawiać na za tydzień, 1.5 tygodnia.
Po co o tym mówię?
Heh.. może powiecie, że jestem egoistką, ale mój chłopak to jedyna osoba dzięki której w jakiś sposób żyję. Jakbym pozwoliła mu odejść bym została sama..
Nie mam ekipy przyjaciół, którzy pomogą jak jest problem.
Próbowałam poznawać nowe osoby, poprzez zapisywanie się na jakieś zajęcia, czy spotkania fanów mojego hobby, ale po jednorazowym spotkaniu kontakt dosłownie się urywał, mimo moich prób nawiązania go:/
Może jestem na to wszystko za głupia.
Ale przeraża mnie myśl, że z tą swoją nieporadnością bym została bez wsparcia.
Widzę już różnicę między mną a nawet moją siostrą, która to mimo, że była młodsza ode mnie, ale po moich walkach z rodzicami, jej o wiele wcześniej pozwolono na wyjazdy na domki (co zabawniejsze to ona pierwsza gdziekolwiek wyjechała, a ja jeszcze nigdzie nie byłam bo nie mogłam). Ona ma bliskich znajomych i widze jak luźno podchodzi do miłostek, które ja tak bardzo przeżywałam.
Chce by wszystko było dobrze.
Nie chce wykrakać zdrady.
I muszę się postarać ze wszystkich sił by tą atmosferę polepszyć….
Co do rozmów o moich obawach.. już je podejmowałam, jednak po jednej z nich usłyszałam od chłopaka, że mam problem owszem, ale on nie jest matką Teresą i nie umawiał się na żadną drogę krzyżową którą musi znosić.
Mówiłam mu, by mnie informował o tego typu wyjściach jak np. z tym komputerem. Ale on powiedział, że po co? Że kiedyś próbował rozmawiać, ale ja nie rozumiem, dalej robie to samo, a teraz on mi się nie będzie spowiadał.
Widzę, że go drażnią już te tematy, co w gruncie rzeczy sam przyznał.
|