Witam
Założyłam to konto specjalnie dla tego wątku. Na codzień na wizażu jestem już od 2003 roku. Dziś do mnie to dotarło, z lekka zszokowało dlatego o tym wspominam

Nieważne.
Jestem zwyczajną dwudziestolatkom. Mam cudowną rodzinę, sprawdzone przyjaciółki, świetne koleżanki na studiach, ogólnie dogaduję się z ludzmi; nie jestem nieśmiała, choć śmiała też nie. Mam sporo kompleksów spowodowanych moim wyglądem, który tak na prawdę chyba nie jest najgorszy..Chyba. Wydawać by się mogło, że wszystko jest w porządku. Jednak od jakiegoś czasu coś mnie trapi i powoduje, że wydaje mi się, że nie jest ze mną wszystko w porządku.
Mając 20 lat nigdy nie byłam z żadnym chłopakiem, nawet się nie całowałam. Zainteresowanych mną w bardziej znaczny sposób było dwóch. Jednak ja nie potrafię.. Zawsze tchórzę, boję się nie wiadomo czego, wycofuję się, peszę się szybko, bardzo w sobie tego nie lubię. Jednego z tych chłopaków chyba pokochałam, chyba bo ja nie wiem tak na prawdę co to znaczy. Jednak zaprzepaściłam wszystko, dziś jest bardzo szczęśliwy z kimś innym. Przyzwyczaiłam się być sama, jednak czegoś mi brakuje. Ostatnio stało się to moją mała obsesją. Pewnie im więcej myślę o miłości tym bardziej oddalam ją od siebie. Ja nie potrafię flirtować, patrzyć w oczy. Z każdym chłopakiem rozmawiam jak z kumplem. Chyba boję się odrzucenia.
Czy któraś z Was też tak ma/miała?
Chciałabym z kimś o tym pogadać. Usłyszeć, że będzie dobrze, że nie zostane starą panna.
