Mit pierwszy: że jak jest małżeństwo, to ludziom bardziej zależy i bardziej się starają i pracują nad związkiem, "walczą" o niego.
Powiedziałabym, sądząc po wielu bardzo "letnich" małżeńskich związkach oraz biorąc pod uwagę fakt, że podobno co trzeci żonaty facet w Polsce ma na liczniku co najmniej jeden skok w bok (u kobiet zresztą podobne są tendencje), że to tylko pobożne życzenia. Faktem jest, że ze względu na kwestie formalne i np. podział majątku, wielu kiśnie w fikcyjnych małżeństwach, bo im sie nie chce do sądu iść, albo nie chcą się stać mniej majętni w wyniku rozwodu. Moim zdaniem gdyby takie osoby były w długotrwałym konkubinacie, to też odwlekałyby sprawę rozstania, bo to generalnie męczące jest.
Małżeństwo czy nie, jak jest miłość i zaangażowanie, to o związek się po prostu dba. A jak nie ma to się nie dba, bo nie ma o co - proste, nie ?

Ergo:
papier w kwestii uczuć naprawdę niczego nie gwarantuje - ani trwałości związku, ani lojalności partnerów; to tylko gwarantuje zaangażowanie emocjonalne obojga związkowych partnerów.
Mit drugi: związek nieformalny lekko się traktuje i zwykle po kilku latach się rozpada, w związku z czym wystarczy się spakować do jednej walizki i ciao amore.
Nie wiem czemu ludzie zakładają mniejszą emocjonalność ludzi, którzy żyją w związkach bez ślubu. Dlaczego niby konkubinie ma być łatwiej zrezygnować z długiego związku niż żonie, która w wyniku małżeńskiego kryzysu ucieka do mamusi ? Przecież jest tak, że wspólne życie przez x czasu, nie ważne czy po ślubie czy bez, zawsze powoduje psychiczne "zrośniecie się" ludzi ze sobą - obie strony znają swoje rodziny, mają wspólne sprawy, wspomnienia, kredyty, samochody, psy, koty...Dlaczego zatem takie rozstanie po nieformalnym zwiazku miałoby być psychicznie łatwiejsze, pytam ? W związku bez papierka inaczej się kocha ? Z doświadczenia - nie potwierdzam.
I druga sprawa: dlaczego zakłada się, że po kilku/kilkunastu latach wspólnego życia w nieformalnym związku to można się spakować do jednej walizki, wziąć tobołek pod pachę i wyjść. Znowu - wspólne życie rodzi wspólne "dorabianie się", kupowanie sprzętów, nieruchomości, ruchomości, obrastanie bibelotami itd. itp. Dlaczego zakłada się, że wspólne życie bez ślubu nie powoduje obrastania rzeczami i sprawami tak jak w związku małżeńskim ? Zagadka.
Trzeci mit:
bez ślubu nie można zabezpieczyć swoich spraw formalnych i jakby co, to zostaje się z gołym tyłkiem na lodzie.
Po pierwsze, to zależy z jakim czlowiekiem sie tworzyło związek (i na sprawach rozwodowych ludzie potrafią tłuc sie o każdy kuchenny stołek i kombinują jakby tu puścić eks w skarpetkach) oraz od tego, czy myślało się "przyszłościowo" czy nie.
Wiele spraw można ustalić formalnie i bez ślubu, wystarczy się przejść do banku, notariusza czy gdzie tam trzeba.