Napisane przez _guziczek
Chciałabym usłyszeć od kogoś postronnego, co myśli o takiej sytuacji.
Rzecz dotyczy mnie i mojego tż. Wcale nie możemy się ostatnio dogadać. Nie mówię, że tak było zawsze ale ostatnio jest tylko źle. Stał się strasznym egoistą. Obraża się na mnie o coś co nie jest z mojej winy. I dopóki ja nie wyciągnę ręki, żeby było chociaż trochę normalnie to on sam tego nie zrobi. Możemy się do siebie nie odzywać nawet trzy tygodnie a jemu to nie przeszkadza. Nie przyjdzie do mnie i nie powie „porozmawiajmy”. Jeżeli coś nie jest po jego myśli np. komoda stoi w pokoju ale on nie chce żeby tam stała bo nie lubi jak jest zawalone to kłóci się ze mną, że nie może nic zrobić po swojemu, tak żeby JEMU było wygodnie(tak było dzisiaj).
Wcale o mnie nie zabiega, nie stara się….tak jakby naprawdę mu na mnie nie zależało. Czy myślicie, że mój mąż zabrał mnie kiedyś na spacer, że przyszedł do mnie i powiedział „kotku zabieram cię do kina/do parku”. Nie, nie zabrał. Powiedziałam mu kiedyś, tak delikatnie, że chciałabym żebyśmy czasami się przeszli, żeby zrobił dla mnie coś romantycznego. Wiecie co usłyszałam? Że nie będzie się do niczego zmuszał i nie będzie robił czegoś tylko dlatego że ja tak chcę. Wiecie, niedawno obchodziliśmy rocznicę ślubu…a wyglądała ona tak, że cały dzień się do siebie nie odzywaliśmy. A ja głupia miałam nadzieję, że on naprawdę mnie zaskoczy, że będzie pamiętał, że chociażby zabierze mnie na spacer, zrobi kolację, powie że kocha….nic więcej. Nawet sama szykowałam dla niego niespodziankę, pomyślałam że też chcę zrobić dla niego coś miłego w te dzień, naszykowałam wino, świeczki, kupiłam ekstra sexi gorset….niestety do tej pory go nie wykorzystałam. Skoro ja nie warta jestem żadnej niespodzianki, to dlaczego on miałby być?! I tak minęła nasza rocznica. Nie życzę takiej rocznicy nikomu..
Dzisiaj przyjechała teściowa. Przyjechała dowiedzieć się co jest nie tak. Dlaczego? dlatego że jej syn miał wczoraj zajechać, żeby pomóc teściowi napisać ważne pismo i nie przyjechał. I co? i oczywiście to jest moja wina. Bo "dlaczego ja nie pozwalam mu do nich przyjeżdżać?" Nie chodzi mi o to, żeby on tam nie jeździł, powiedziałam teściowej, że wkurza mnie że jak trzeba coś załatwić, to zawsze musi to robić mój mąż. Tylko jak ja chcę żeby mój mąż zrobił coś da mnie, to wtedy albo słyszę „zaraz” i tego nigdy nie zrobi albo jest zmęczony .Powiedziałam mojemu mężowi, że oni muszą zrozumieć, że my tworzymy już rodzinę (ja i on) i mamy swoje życie i oni powinni o tym wiedzieć i się do tego przyzwyczaić, że tż nie zawsze będzie na ich zawołanie. Aha i w ogóle to usłyszałam od teściowej, już po raz drugi, że mój mąż pracuje, zarabia a moim OBOWIĄZKIEM jest prasowanie mu koszul i dbanie o to żeby miał czyste ubranie, żeby miał co zjeść…Wiecie jak się poczułam….a on tego wszystkiego słuchał i nic. Skoro jego matka robi ze mnie popychadło, to on zaczyna mnie tak traktować.
Wiecie, czasami mam już tego wszystkiego dosyć i chciałabym od niego odejść, żeby mieć święty spokój. Niech każdy pójdzie w swoją stronę, bo takie małżeństwo to męka. Z drugiej strony, myślę sobie że nie można przekreślać tak tylu lat spędzonych razem. I pomimo tego, że on ostatnio tak mnie traktuje, naprawdę go kocham, kocham go jak nikogo na świecie. Naprawdę jeszcze jakiś czas temu był wspaniałym człowiekiem, był dla mnie bardzo miły, nie ironizował w rozmowie żeby mnie nie urazić, nie był taki uparty i tak zaborczy, naprawdę mogłam z nim porozmawiać o wszystkim i rozmowa nie kończyła się kłótnią, potrafił przytulić, pocieszyć. A teraz jak widzę jakiś problem i staram się porozmawiać, to słyszę tylko że „wymyślam” „wydaje mi się” „przesadzam”.
Naprawdę chciałabym żeby to on też czasami przychodził do mnie i powiedział „porozmawiajmy” „nie kłóćmy się „ „chcę żeby było dobrze”, żeby zrobił coś dla naszego dobra, żeby było nam razem lepiej, łatwiej….
Dzisiaj jestem rozerwana na połowę….część mnie naprawdę chce od niego odejść a część mnie mówi mi żeby zostać. Tylko że kiedy zostanę, w pewnym sensie zgodzę się na to żeby tkwić w takim związku…
Przepraszam, że tak się rozpisałam, ale musiałam to z siebie wydusić. I dziękuję tym, którzy wytrwali w czytaniu do końca. Może ktoś z was pomoże mi spojrzeć na tą sytuację z optymizmem…albo przetrze mi oczy?
|