O, to ja chętnie YSL wezmę

Co do moich zapachów, to tak:
Estee to pierwsze perfumy Estee Lauder, bodajże z 1968 r. I pachną typowo dla perfum z tego okresu, tzn. są aldehydowo - kwiatowe. Aldehydy czuć tu dość mocno szczególnie w otwarciu, potem są złagodzone przez bukiet białych kwiatów. W bazie robi się trochę cieplej, ale nadal czuć, że to zapach dystyngowany i z klasą.
Ruffles - zdecydowanie cieplejsze, chociaż tutaj też czuć retro sznyt. W otwarciu kwiatowo-cytrusowe, ale w żadnym wypadku kwaśne, potem wyraźnie się ocieplają dzięki wanilii i nutom drzewnym, czuć też delikatny akcent cybetu oraz miodu. Nie jest to zapach jadalny, ale ciepły i dość słodki.
Ellen Betrix - perfumy z 1986 r. i to czuć

To znaczy są dość intensywne, odbieram je jako podobne w stylu do Edenu Cacharela, ale pachnące zupełnie inaczej. Podobieństwo dla mnie zaznacza się w pudrowości i mocy zapachu, który jest dla mnie ciepły, śliwkowy, odrobinę drzewny no i nieco syntetyczny, jak na lata 80'te przystało
Mam też Sunset Boulevard, którego zostało ok. 40 ml ze 100. Tutaj czuć 3 składniki - miód, taki syntetyczny, dużo kwiatów i odrobinę aldehydów w otwarciu (utrzymują się chwilę, potem znikają - aldehydy, nie zapach

). Zapach w stylu lat 90'tych, ciepły, kobiecy, optymistyczny.
Tak to mniej więcej wygląda, jeśli chodzi o moją percepcję tych perfum
