Hej wszystkim

u Nas nocka w miarę ok 2 razy pobudka z płaczem bo smok gdzieś uciekł ;/ ... z tego co widze to większość z Was podaje jeden słoiczek zupki a tam jest chyba 130 gram... ja dodaję do marchewki ze słoiczka ziemniaka i pietruszkę, odmierzam w butli gdzieś tak 150, przelewam do miseczki i daję łyżeczką, połowe zjada łyżeczką a potem jest płacz i tylko butla, chodziaż wczoraj i przedwczoraj zjadła łyżeczką wszystko... a teraz po przeczytaniu Was, zastanawiam się czy aby nie zaduzo tej zupki daję... co do mleka to pediatra mi powiedzial że na jej wage to nie jada za dużo (według schematu na opakowaniu)... ale nie umiem jej ustalić porcji tej zupki;/ ....
siala może i masz rację co do tej kaszki rano, może i te 2 miarki sa niepotrzebne (dawałam bo pediatra powiedział zebym rano i wieczorem dawała kaszkę) ... a co spacerów, to wcześniej z nią nie wychodziłam, bo miała bardzo intensywny katar a wtedy było ok -10 więc nie chciałam bardziej przeziębić, a teraz ja jestem chora i gorączkuję... a do tego dochodzi utrudnienie z zaśnieżonymi chodnikami na maksa, a dla mnie to jest mega wysiłek jesli chodzi o moje serce... w domu Ją ledwo nosze z pokoju do pokoju

.... a co do zupek to na prawde staram się jej dawać łyżeczką, bo deserki ładnie mi zjada z łyżeczki a przy zupce jak zje połowe to zaczyna płakać
piszecie o swoich tż-etach, że Was wkurzają ... ja nie jestem mężatką, ale niby zyjemy razem, mieszkamy u moich rodziców, ja mam rentę 500 zł miesięcznie, z czego opłacam tel i internet ... On ma wypłate ok 2000 zł a cięzko mi jest się doprosić żeby dla Małej pokupował wszystkie potrzebne rzeczy typu mleko, pampersy, marchewkę, kleiki itp. ciąglę słyszę, że on nie ma ;/ dla moich rodziców do życia się tez nie dokłada, moja mama powoli ma dośc tej sytuacji.... facet 27 lat a nie potrafi utrzymać rodziny

jestesmy ze sobą od 3 lat ... i wpadliśmy ... a teraz się zastanawiam, czy jest sens byc razem tylko ze wzgledu na dziecko... bo po co skoro ciągle się kłócimy i nie potrafi utrzymac rodziny

......... a co do dołka od 6 lat, nie pamiętam która z Was się o to pytała chyba
niezawsze widzisz ... choruję poważnie na serce od 9 roku życia... przez 6 lat słyszalam że jestem zdrowa, ze nic mi nie jest, a z roku na rok byłam coraz słabsza.... gdybym pod koniec tego 6 rku leczenia się nie dostała się po znajomości do centrum zdrowia dziecka to nie było by mnie teraz tutaj ... a jak już się dostałam to zaczęli mnie leczyć, ale żadne leki nie pomagaly, więc postanowili mi wszczepic kardiowerter-defibrylator, a jak wszczepili, to po 2 miesiącach okazało się, ze elektroda wypadła z żyły i przebiła mi serce na wylot... zyłam przez 2 miesiące z dziura na wylot (tak jak po strzale z pistoletu) w dniu swoich 17 urodzin byłam operowana, lekarze dawali mi 5 minut życia, mówili między soba badając mnie, że nie przeżyję... słyszalam każde wypowiedziane słowo

... operacja się udała, ale ten durny aparat musza mi zmieniać co 4-5 lat i ciągle operacja przy zmianie .... od 3 klasy gimnazjum uczyłam się w domu, zero kontaktu z otoczeniem, ciągłe siedzenie w domu... po maturze podjełam sie pracy biurowej jako osoba niepełnosprawna (szef dostawal dofinansowanie) przez pracę straciłam rentę i szef mnie zwolnił, bo już nie dostawał kasy na mnie .... rente udało mi sie odzyskać ale tylko przez sąd i od tamtej pory nie mogę się podjąć żadnej pracy ... siedze jak ten kołek w domu w 4 ścianach, jak nie było jeszcze zimy to wychodziłam na dwór z córeczką, ale i tak musial mi ktoś ją znieść z 4 piętra a potem wnieść .... dlatego mam piekielnego doła i nie radze sobie z własnymi problemami ....
wiem nie powinnam tego wszystkiego pisać i się użalać nad sobą, bo niby po co? .... nie zrozumcie mnie źle, nie chcę wzbudzić współczucia .... absolutnie .... przepraszam ....