Napisane przez skomplikowana_18
boje sie tez tego:
dojem cos na swoja odpowiedzialnosc,ale tego wszystkiego z calego dnia i tak bedzie za malo,gdy to zsumuje,wiec PO CO sie starac?
bo wydaje mi sie,ze jak juz cos robic,to na maxa,tzn.ze musze z calych sil.
macie racje,nie da sie z choroby wyjsc na pol,albo jest choroba albo dochodzenie do zdrowia.
wiadomo,ze to dluga droga,powolna,a ja chyba za szybko sie poddaje..z drugiej strony mysle sobie,ze to zaowocuje,bo np.przynajmniej waga stoi w miejscu.
teraz sie troche boje,bo dzis co chwile po trochu mnie przeczyszcza(pewnie spowodowane przez owocki i czekoladke na noc),i zeby waga jutro przez to nie spadla..
nie mam nadzoru,jestem dorosla..podnioslo mnie na duchu to,ze lanvin je sama,JEDNAK ma wyznaczone co,jak,ile..ma to narzucone.
a ja sama nie wiem.zjem troszke sniadania,obiadu,kolacji, cos tam dojem,mniej lub jak wczoraj wiecej,a tak na prawde ciagle tkwie w chorobie i zastanawiam sie,co by musialo sie stac,bym wreszcie JA poczula gotowosc tycia.
bo ile to ma tak trwac?miesiac,pol roku,rok?
|