Witam serdecznie!
Często korzystam z wizażu, śledzę niektóre wątki, szukam w nich porad dla siebie. Jednak teraz mam tak silną potrzebę utworzenia własnego odrębnego wątku... Piszę z nowego konta, bo mój problem jest dla mnie wstydliwy i intymny...
Od 3 lat choruję na depresję. Chorowałam na anoreksję. Wciąż jestem pod opieką psychiatry i psychologa. Leczenie wspomagane jest lekami psychotropowymi, których dawkę mam teraz największą jaką miałam do tej pory...
Mimo to jest źle... Cięzko mi wstać z łóżka, ubrać się, zjeść. Przez stres na uczelni [cięzkie i ambitne studia] mam coraz większe problemy z jedzeniem. Zaburzenia odżywiania znów wracają... Jest mi ciężko i potrafię płakać przez większą część dnia. Meszkam poza miastem rodzinnym ze względu na studia. Bardzo kocham ten kierunek i to chcę robić w życiu, ale czuję, że na chwilę obecną nie dam rady...
Boję się zawieźć rodziców... Czuję się nikim, gorszą osobą, bo inni jakoś dają radę, a mnie studia przytłaczają... Nie umiem odpocząć, bo nawet gdy mam wolną chwilę nie ma mowy o wypoczynku psychicznym- wciąż myślę o tym, że jutro czeka mnie kolokwium, potem zaliczenie ect. Studia powodują ciągłe niewysypianie się, zarywanie nocy.
Nie mam chęci do działania. Wczoraj spędziłam cały dzień w łóżku... Studiuję 2 rok. Rozważam rzucenie studiów... Piszę to wszystko bo mam olbrzymi dylemat. Czy walczyć? Ostatkiem sił? Tylko, ze ja już nie wierzę, że mi się uda

Mam cudownego chłopaka, nic mi nie brakuje, ale nie umiem poradzić sobie ze stresem, wyścigiem szczurów i presją ze strony wykładowców...
Kchane/ Kochani, proszę o Waszą opinię- co zrobiłybyście w takiej sytuacji? Ciągnęłybyście studia mimo wszystko? Zrezygnowałybyście? Naprawdę nie wiem co robić...

czuję, że wszystko mnie przerasta....