Przyczajenie
Zarejestrowany: 2011-02
Wiadomości: 12
|
Zapijanie smutków i problemów przez TŻ
Witajcie dziewczyny, widzę, że nikt tak nie doradzi jak wy, z całkiem obiektywnej strony...
Mam problem. Tzn. dla niektórych może to nie jest żaden problem (wiecie, nie jestem tak bardzo 'studencka'). Otóż jestem z chłopakiem od ponad 2 lat. Od stycznia ze sobą mieszkamy. Mamy po 21 lat. Bardzo dobrze wiem, że lubi się napić. Zanim mnie poznał pił sporo. Potem dla mnie przestał. Po tych dwóch latach, kiedy zamieszkał z nami jego o rok młodszy kolega widzę, że znów do tego wraca. Szczególnie, kiedy ma problem... Nawet nie jakiś duży. Mówi tylko "muszę się napić wina" i to robi. A jak pije, mówi: "ooo jak mi to ukoiło nerwy...". Ma duży problem jeśli chodzi o radzenie sobie z trudnościami (jak np. niezdanie 2 egzaminów, w tym jeden niesprawiedliwie, przez co nie będzie miał ferii). Baaaaardzo się wtedy denerwuje, jak próbuję przytulić, doradzić to mnie odpycha, mówi, żebym przestała "pier****c" i go nie "wku****ła", a jak mu przejdzie twierdzi, że jestem zimna ;| Jest niesamowicie nerwowy, kopie, rzuca czym się da, przeklina. Jak łagodnieje, sam mówi, że muszę z nim dużo znosić.
Gdy przychodzi wspomniany już kolega z winem - wszystko się zmienia. Śmieją się, wspominają itp.
Co gorsze, twierdzi, że to ja jestem sztywna, bo nie chcę żeby tyle pił, że jest młody i żebym nie zachowywała się jak 50-latka. No tak, oczywiście, że studenci BARDZO DUŻO piją (dla mnie jest już takie bardzo żałosne obowiązkowe zachowanie studenta). Jak mówię, że przecież wczoraj piliśmy szampana to później chodzi i ironicznym głosem powtarza "haha wczoraj piliśmy ojej".
Generalnie chodzi o to, że ja w wspieraniu i pocieszaniu mojego chłopaka przegrywam z alkoholem. Gdy mi wielce zły oświadcza, że idzie do sklepu po wino i widzi moją niezbyt zadowoloną minę, od razu mówi, że jestem żałosna i... NIEWYROZUMIAŁA !!!!!!!
Naprawdę go kocham, chcę z nim być, ale tak bardzo mi to przeszkadza. On też mnie kocha, bardzo wiele dla mnie zrobił i poświęcił, ale jemu znowu przeszkadza to, że nie lubię kiedy pije. Żadna rozmowa nie pomoże, powie, że jestem sztywna i dla mnie picie alkoholu od czasu do czasu oznacza "winko raz na pół roku". Bez przesady. Po prostu czuję, że nie liczy się z moim zdaniem.
Bardzo często płaczę, wtedy on się strasznie denerwuje, mówi, że nic tak na niego nie działa jak mój płacz. Ale to nie jest bez powodu.
Wiem, że powiecie "zostaw go", ale to nie takie łatwe, tym bardziej, że razem mieszkamy... Czy może ja jestem zbyt zaborcza, że nie chcę, żeby tyle pił, zachowuję się jak stara, zgorzkniała żona? Sam mówi na mnie "zołza" właśnie przez ten stosunek do alkoholu. Czasem sama zaczynam w to wierzyć. Mam nadzieję, że napisałam dość składnie.
Może któraś była w takiej sytuacji? Poradziła sobie?
Bardzo Was proszę o rady.
|