Witajcie
Razem z moim TŻ aplikujemy na studia w Wielkiej Brytanii. Dostaliśmy już w zasadzie odpowiedzi od większości uniwersytetów i bardzo możliwe, że nasze plany się zrealizują

Zastanawiam się natomiast, jak będziemy mieszkać. Na początku związku było oczywiste, że razem w każdej sekundzie życia, ale trochę zmądrzeliśmy przez te ponad dwa lata

Oczywiście wspólne mieszkanie miałoby swoje plusy w takiej postaci, że moglibyśmy się wspierać w nowej sytuacji i po prostu razem być, a to naprawdę dużo po tym całym jeżdżeniu do siebie, bieganiu na autobus itp.
Tyle że nie wiem, czy to nie za wcześnie. Nie boję się odpowiedzialności w tym związku i nie chcę zwodzić TŻ-a czymś w stylu 'tak, tak, za kilka lat', bo chcę z nim być jak najdłużej. Moje obawy dotyczą spowszednienia związku. Jeśli w wieku 19 lat zamieszkamy razem, to czy za kilka lat nie wejdziemy w fazę starego dobrego małżeństwa (kłótnie o byle co itp) z powodu tego, że za wcześnie będziemy bawić się w dom? Czy nie lepiej na studiach mieszkać w akademiku, poznać trochę ludzi - tym bardziej, że do tej pory jakoś nie miałam szczęścia do osób z klasy? Wspólne mieszkanie ograniczałoby integrację (pewnie na początku 'uciekalibyśmy' przestraszeni do swojego towarzystwa, a chyba jednak lepiej rzucić się na głęboką wodę w takiej sytuacji) i utrudniało na pewno dostosowanie się językowo. Bo, mimo że angielskiego uczę się od dawna, na pewno będą problemy komunikacyjne, a mówiąc przez pół dnia po polsku, nie przystosuję się szybko do sytuacji.
Poza tym, gdy dostanę się na uczelnię, mam zagwarantowane miejsce w akademiku, a szukanie mieszkania byłoby ciężkie. Obawiałabym się, że znajdziemy coś w ciemno, przez internet, a na miejscu nie będzie tak różowo. Standard akademika jest przynajmniej znany, można obejrzeć na stronie uniwersytetu czy popytać na forach studenckich.
Naprawdę obawiam się, że to będzie za szybka decyzja i może ona nam sporo utrudnić. Wolałabym chyba zamieszkać z nim w trakcie studiów lub już po nich. Nie wydaje mi się, żeby to było niedojrzałe i nie chcę pod przykrywką studenckiego życia jakoś go oszukiwać. Po prostu mam jakieś takie dziwne przeświadczenie, że nawet w takim związku jak nasz, gdzie mówi się o nas 'stworzeni dla siebie', w tym wieku by to namieszało.
Myślicie, że moje obawy są bezpodstawne?