Rozmawiałam dziś z kolegą, który stwierdził, że zdziczałam w tej swojej wsi. Ponieważ wyciągnięcie mnie gdziekolwiek graniczy z cudem.
Cfaniak nie wziął pod uwagę, że On do pubu ma 700m a ja 6 km. W takich proporcjach odległościowych perspektywa wieczoru przy soczku i słuchaniu po raz n-ty tego samego, albo podobnego, jakoś mi się nie uśmiecha.
Tak zdziczałam bo nie pociąga mnie towarzystwo realnych ludzi jeśli odzywają się tylko wtedy kiedy coś chcą, albo kiedy im się nudzi i już nikt inny nie chce się z nimi spotkać.
Moja mama mnie dziś dobiła bo 3 h suszyła mi głowę o to że muszę pojechać na zakupy i kupić sukienkę na wesele (Ona z resztą też).
Sama myśl o tym mnie przeraża bo tego NIENAWIDZĘ. Łażenia, mierzenia decydowania.
Ja jak ja, ale Ona to ma przerypane. Przed każdą imprezą mój ojciec dostaje jazd typu "Jak to na siebie wkładasz to ja nigdzie nie idę".
Więc Ona będzie musiała sukienkę na wesele kupować z Nim. A to jest jeszcze gorsze niż zakupy ze mną.
Bleee aż ciarek dostaję na samą myśl o zakupach.
Dobrej nocy moje cudne

---------- Dopisano o 21:46 ---------- Poprzedni post napisano o 21:43 ----------

Pięknie zabrzmiało
