Dot.: tatuś przy porodzie
Mój mąż za żadne skarby nie chciał być przy porodzie, ja zresztą też. A jak poród się zaczął to błagał mnie i położną żeby pozwoliła mu tylko siedziec przy mnie na sali przedporodowej. Poród mialam długi i ciężki bo 12 h, rodziłam akurat ja jedna, więc obecność męża była dla mnie zbawienna. Robił mi masaż, skakalismy na piłce, masował pod prysznicem, w tych lżejszych momentach żartowaliśmy, rozmawialismy o nas, o dzidzi, bardzo fajnie i świadomie przeżyliśmy ten czas oczekiwania na dziecko. Jak odeszły mi wody przeszlismy na sale porodową i tam juz poprosiłam męża żeby na zaglądał mi między nogi tylko stał obok. Kazano mi przeć, a mąż mnie dopingował i krzyczał żebym rodziła to kupi mi wszystko co będę chciała. Po 2,5 godzinie bólów partych na świat przyszła Amelia, mąż skakał i płakał z radości. Panie położne poprosiły go żeby policzyła małej paluszki, zobaczył jak wygląda, jak ją wycierają... Mnie doktor zszywał a on zajmował się córką. Teraz poleca wszystkim kolegom porody rodzinne i na pewno będzie uczestniczył w następnym. Mąż widział mnie podczas najgorszych bóli, jak lekarz zszywał moje porozdzierane krocze i to jeszcze bardziej scementowało nasze małżeństwo. Także polecamy wszystkim porody rodzinne.
|