No właśnie tak jak wcześniej pisałam ... trochę to jest tak, że z jednej wsi przeprowadziliśmy się na drugą. Np. u TŻ nie kursowały w ogóle Busy w soboty i niedziele - a on zawsze pracuje w sobotę i niedziele. W tygodniu bus jeździł 6 razy na cały dzień

. Tutaj nawet nie wiem jak jest

. Na szczęście TŻ ma samochód na gaz, ale tak czy siak drogo to wszystko wychodzi

. Wiem właśnie to jest chyba jedyny pozytyw z tej sytuacji - że się nawzajem wspieramy. Ale wyobraźcie sobie, że nawet jemu łzy poleciały wczoraj - wiem jakie to dla niego trudne bo to samo przechodziłam 4 miesiące temu ....
Jeszcze położyliśy się po 3, a tutaj 5:40 dzwoni telefon ... i kto ?! oczywiście kochany tatuś .... najpierw Nas wyklinał, gadał, że "My tu nie będziemy mieszkać", a teraz co ? taka nagła troska ?

. Oczywiście nawet nie odbieraliśmy bo nie było sensu.
A wiecie o co ostatnio miał pretensje ? Że zły obiad był i się bidulek nie najadł. Wpadł i powiedział do R. "dlaczego Ty siedzisz w domu i nie poczuwasz się żeby jakąś zupe ugotować" , a on mówi, że przecież w garnku jest obiad (akurat były conchiglioni rigati - taki makaron muszle, nafaszerowany)..... i miał ich tam 15

...to mówi, że to może być na przystawkę , a nie na obiad. Ciekawe bo jeszcze tydzień temu zrobiłam to samo, zjadł tyle samo i gadał, że pyyyszne i, że się najadł
A no i zapomniałam powiedzieć, że wynieśliśmy się jak wszyscy spali.