No to w końcu opiszę swój poród, przedostatni z Naszego wątku mam marcowo- kwietniowych.
W niedzielę wieczorem już jakoś tak dziwnie się czułam. Tż zamówił pizze i myślałam, że to po niej jest mi jakoś tak dziwnie.
Położyliśmy się do łóżka, oglądnęliśmy serial no i poszliśmy spać. O 00.48 obudził mnie skurcz tzn nie wiedziałam jeszcze, że to właśnie skurcz bo jakoś inaczej go sobie wyobrażałam. Ból zaczynał się od kręgosłupa i schodził w dół brzucha. Na początku skurcze były co 30 minut, później co 20 aż wreszcie co 10. Odczekałam kilka takich regularnych skurczów i o 3 w nocy wstałam aby spakować reszte rzeczy. Gdy pochodziłam wszystko ustało. Położyłam się znowu do łóżka. Przed 5 znowu się zaczęły ale były bardzo nieregularne, co 20, 16,18 minut. Wstałam po 7 rano i mówię do męża, że mam skurcze ale bardzo nieregularne więc lepiej jak pojedziemy do szpitala na KTG i zobaczymy co i jak. W szpitalu trafiłam na samego ordynatora, a muszę wam powiedzieć, że ten człowiek dawał mojej mamie 3 razy skierowanie na usunięcie mnie bo twierdził, że albo umrę w brzuchu albo tuż po porodzie. Dobrze, że mamuśka go nie posłuchała
J Weszłam do gabinetu i mówię, że w nocy miałam już skurcze co 10 minut, ale teraz mi ustały ( chyba ze strachu jak go zobaczyłam). Zbadał mnie i powiedział, że przyjmuje na oddział a teraz pójdę na KTG .Rozwarcie na 1,5cm. Pomyślałam sobie, że bez sensu tu zostawać jak i tak wszystko ustało. Ubłagałam położną aby zrobiła mi tylko KTG i puściła do domu. Zgodziła się. Pod koniec KTG zanikło tętno Majki na dłuższą chwilę. Normalnie aż mi serce stanęło jak usłyszałam, że serduszko nie bije. Przyszła położna i powiedziała, że nie ma mowy o wyjściu do domu. Położyli mnie na patologii i porobili badania. Ok 22 leżąc sobie w łóżeczku poczułam, że coś mi mokro. Poszłam do wc, patrzę a majtasy mokre. No to mówię do dziewczyn, że chyba odchodzą mi wody i idę do położnej. Ledwo co doszłam, kobitka mówi to wskakuj na fotel zobaczymy co i jak. No to ja majtasy w dół a tam jakby ktoś z wiadra mi chlusnął. Stałam w kałuży jak ta sierota i patrzyłam jak mi się wody leją. Położna mnie zbadała i mówi, że 2 cm rozwarcia. Myślę sobie ło matko dopiero? Zadzwoniłam po męża. Przenieśliśmy się na porodówkę. KTG nie wykazywało żadnych skurczów a ja już je czułam bardzo dokładnie. Potem chodziliśmy po korytarzu a gdy ból się coraz bardziej zwiększał to poszliśmy na piłki. Ok. godziny 1 mężuś poszedł się przespać. Gdy wstał położna (trafiliśmy akuratnie na znajomą ) zrobiła mu kawę. Zbadała mnie i mówi mamy już 6 cm. Poczyłam niesamowitą ulgę, że już ponad połowa za nami.Poszliśmy pod prysznic bo skurcze były nie do wytrzymania a tym bardziej, żę były krzyżowe. Tż polewał mnie gorącą wodą i masował plecy. Później zaczęły się parte. Myślałam, że mi tyłek rozsadzi. Wróciliśmy na salę. Partych było dosyć dużo ale położna powiedziała żebym położyła się na boku bo to jeszcze nie to.Zbadała i mówi no prawie 9 cm. Ufff. Gdy zaczęły się właściwe kazała położyć się na plecach. Przygotowała wszystko co potrzebne do porodu. Wzięła spirytus i polała mi nim krocze a ja do niej żeby mi tam nie lała tylko dała i nie marnowała tylko dała mi się napić ponieważ nie dostałam żadnego środka przeciwbólowego to tak sobie ulżę. No i za szóstym partym Majeczka wyskoczyła o godz 3.55. Tż przeciął pępowinę, położyli mi ją na brzuchu i byłam w szoku jakie to jest maleństwo. Oczywiście zostałam nacięta ale w zasadzie tego nie czułam. Tż poszedł razem z drugą położną do pokoju noworodka a ja jeszcze rodziłam łożysko. Zawieźli mnie do zszycia i mówię do ordynatora żeby zszył ciasno tak aby mąż był zadowolony. Ja sobie tak zażartowałam a on gdy skończył to czuję wkłada mi palca i mówi „no teraz będzie zadowolony”. Wróciłam na salę i przynieśli mi małą do karmienia. Leżała przy cycu 1,5h. Uczucie niesamowite.
Powiem Was, żę faktycznie jak tylko Majeczka znalazła się na brzuchu, już nic mnie nie bolało i zapomniałam o tym wszystkim. Cieszę się, że mąż był przy mnie bo bardzo mi pomógł i gdyby nie on to nie wiem jakbym to wszystko przeszła. Kocham go z całego serca i dziękuję, że tak mnie wspierał.
A to zdjęcie zaraz po porodzie
