cześć wszystkim
Miałam tydzień wyjęty z życiorysu

tzn. po ślubie wyjechaliśmy na kilka dni, potem sprawy mieszkaniowo-poprawinowo-towarzyskie i jakoś nie miałam kiedy usiąść do kompa.
Ale obiecuję nadrobić



tylko nie wiem kiedy
Zaraz wkleję moją relację ślubną
---------- Dopisano o 10:23 ---------- Poprzedni post napisano o 10:16 ----------
RELACJA
Wstałam o 7 rano (chciałam się na spokojnie wykąpać), a już w domu ruch. Szybkie śniadanko i do fryzjerki - mimo, że próbna wyszła fatalna, to tą właściwą zrobiła mi idealną

Miałam rozpuszczony cały tył, podpięty przód i w upięcie wplecioną taką kryształkową ozdobę. Odebrał mnie B. i odwiózł do domu, gdzie już kosmetyczka kończyła malować drugą osobę. Zdążyłam zjeść 2 łyżki rosołu i umyć zęby. Makijaż jednak w brązach wyszedł sporo ładniej niż na próbnej. W międzyczasie mieliśmy humor na żarty.
Potem godzina czekania - ten czas w razie czego, co na szczęscie się nie przydał. Ok. 14:15 zaczęliśmy ubieranie, o 14:45 byli już fotografowie i zrobili zdjęcia z wpinania welonu itp.
O 15 był Mąż z rodzicami. taaaki przystojny i elegancki, że aaaahhh

mój bukiet idealny

- dla przypomnienia kremowe frezje - nawet piękniejszy niż mi pani pokazywała.
Potem były podziękowania dla rodziców, bukiety przepiękne zrobili w kwiaciarni. Rodzice oczywiście się wzruszyli. no i znów chwila wolnego - jedyna chwila stresu ślubnego. W końcu koło 15:30 wyjechaliśmy do Kościoła i tu cały stres minął dzięki naszemu szoferowi - auto rewelacyjne, jechaliśmy jak na tronie, dodatkowo muzyczka, klaksony, syreny i ludzie aż nam zdjęcia robili jak tak jechaliśmy. Przy podjeździe pod Kościół jeszcze kierowca odpalił świece dymne - różówe i w takim "ubranku" podjechaliśmy.
Przed Mszą jeszcze kilka zdjęć przy aucie i do Kościoła. pierwsze co zobaczyłam, to b. dużo ludzi.
Msza św.: zespół zaczął grać i przy refrenie weszliśmy (kolana jak z galarety przez pierwsze metry)... wszyscy wstali... rozpoczęła się Msza św. czytanie czytała nasza świadkowa, Ewangelię specjalnie dla nas wybrał Proboszcz. Kazanie było długie, ale b. mądre. potem przysięga - oboje z bananem na twarzy: Ja Bartłomiej/Karolina, biorę Ciebie Karolino/Bartłomieju

.... patrzyliśmy sobie w oczy i żadnej pomyłki, zawachania. Potem obrączki: Mężu/Żono. No i zostaliśmy małżeństwem.

Msza toczyła się już dalej normalnym torem, na koniec, przed błogosławieństwm proboszcz podziękował nam obojgu, a bardziej B. za udział w życiu parafii i w ogóle. W zakrystii było wesoło, przyszedł jeszcze inny nasz znajomy ksiądz.
No i wyszliśmy z Kościoła jako państwo L. wychodzimy, a tam wszyscy stoją i patrzą, więc B. mówi: cześć, co u Was?

Nikt niczym nie rzucał (nie chcieliśmy za bardzo, ale też nie mówiliśmy nikomu, żeby nie rzucać). Jak wyszliśmy z kościoła po 17, tak życzenia trwały prawie godzinę. Przyszło sporo ludzi, sporo takich, że bym się niespodziewała np. dawni sąsiedzi, znajomi na "cześć-cześć" itp. Potem zdjęcie grupowe, goście poszli do restauracji, a my autem. fotograf z kierowcą się zmówili i zamiast do restauracji pojechaliśmy na Rynek na zdjęcia, a potem przez miasto z obstawą harleyowców

(u nas na rynku akurat był m.in. ich zlot).
Dojechaliśmy do restauracji i tam nasz dj powitał nas grając na dudach wielkopolskich

. Zjedliśmy chleb i sól i weszliśmy do sali. Pięknie udekorowane było kremowymi tulipnami. Stłukliśmy kieliszki od szmpana (śmiechowo było je wypić na tej wstążeczce z racji róznicy wzrostu) i zasiedliśmy do obiadku. Wszystko pyszne i pięknie podane.
Potem pierwsze "sto lat" i "gorzko" i I taniec. Tańczyliśmy do piosenki "będziesz moją panią" Grechuty, w wykonaniu Turała. Wyszło pięknie

, mimo, że ćwiczyliśmy w sumie max. godzinę. Po kilkunastu kolejnych tańcach była mała sesja zdjęciowa w ogródku przy restauracj (miała być następnego dnia, ale zrobiliśmy od razu). Potem fotografowie się zmyli - chwilię po ich wyjściu był tort, ale co tam. Tort pyszny. Potem zabawa, toasty,nawet przyśpiewki były i kolejne utwory na dudach (zrobiły furorę wśród gości). Mała cały czas chciała z nami tańczyć i mówiła, że ciocia, to dzisiaj taka królowa Oczepiny wyszły fajnie - był test na zgodność, wróżby-zadania małżeńskie itp. Rzucaliśmy welonem i krawatem - złapała para, co ślubuje w sierpniu. Cała impreza zakończyła się po 1, tak jak chcieliśmy, a poza tym większość wujków już była "zmęczona". Po przyjeździe do domu i przebraniu wzięliśmy się za rozpakowywanie prezentów, których była masa. Kwiatów mimo wszystko też nazbierało się z 6 pojemników. następnego dnia była sesja w plenerze: las, jezioro, łąka itp., kolacja u moich rodziców i podróż poślubna
