|
depresja po cc?
Cześć dziewczyny. Bardzo was proszę postawcie mnie do pionu albo zdołujcie, bo sama nie wiem co myśleć. Dwa lata temu rodziłam pierwszy raz. Jaka ta ciąża była ekscytująca! Poród wywoływany (grubo po terminie), ale nic się nie bałam. Na porodówkę weszłam uśmiechnięta... Myślałam wkońcu zobaczę moje upragnione maleństwo. Nastawiłam się na poród naturalny tak bardzo, że nie brałam pod uwagę cesarki. Ciąża była idealna, bezproblemowa... ale tego dnia wszystko szło baaaaaaaaaardzo wolno i bardzo boleśnie. Przy 7 cm miałam dość. Błagałam o stół. Położna żartowała:"Tak prosto to nie jest". Czekałam na siedmiu centymetrach około 5 godzin bez żadnej akcji, bo "a nóż się coś rozkręci..." Ale pomyślałam, że skoro tak się już długo się męczyłam to dam radę...
Jedna chwila, nerwówka na sali, szybka konsultacja, cesarka, 3krotne owinięcie pępowiną, spadek tętna. Czułam się jak na planie ostrego dyżuru. A serce miałam w gardle.
Gdy wywieźli mnie na salę poporodową popłakałam się, ale nie ze szczęścia, a z rozpaczy, że nie dałam rady urodzić naturalnie! Że nie spełniłam się jako kobieta, że jestem jakaś niekompletna...
Teraz jak usłyszę że ktoś urodził naturalnie, to ściska mnie za gardło...
żadnych filmów, reportaży... wyję jak bóbr.
Po domu tupta moja córeczka, śliczna mała czarnulka z kucykami. Kocham ją nad życie i jak pomyślę że mogłam ją stracić, to...
Teraz znów jestem w ciąży, znowu idealnej, nieco cięższej i bardziej odpowiedzialnej po cc, mam rodzić wrzesień/październik... Lekarz twierdzi że nie ma przeciwwskazań do porodu naturalnego, ale zaleca cc. Ale ja jestem rozdarta. Z jednej strony chciałabym spróbować i mimo bólu udowodnić sobie że jednak jestem kobietą, a z drugiej paraliżuje mnie strach o maleństwo o to że sytuacja się powtórzy, że w razie czego lekarze się spóźnią...
Moja psychika jest na krawędzi wytrzymałości.
|