ile czasu poświęca Wam facet?
Nurtuje mnie problem z tematu: ile czasu powinien poświęcać swojej kobiecie zakochany facet? Wiadomo, że nie można tego określić w godzinach, bo to zależy od wielu czynników. Bardziej chodzi mi o podejście do umawiania się i spotykania się.
Moja sytuacja wygląda tak, że od 5 miesięcy mam chłopaka (na TŻ to chyba za wcześnie jeszcze), z którym razem studiuję. Nasza sytuacja jest trochę pokręcona, więc na roku nie powiedzieliśmy prawie nikomu, że jesteśmy "w związku", więc przy kolegach zachowujemy się, powiedzmy, jak dobrzy znajomi. Mimo, że razem studiujemy, to widzimy się ze dwa czy maksymalnie trzy razy w tygodniu na uczelni. Ja mam jeszcze drugie studia i doraźną pracę, więc oprócz tego, spędzaliśmy razem w tygodniu jeszcze jedno popołudnie i jedną noc w weekend (uśredniając). Mimo to zawsze jak wypadało mi jakieś niespodziewane wolne, to starałam się spotkać z chłopakiem, żeby ponadrabiać zaległości. Zazwyczaj to ja wychodziłam z inicjatywą tych dodatkowych spotkań, no bo do mojego kalendarza trzeba się było dostosowywać. Brakowało mi trochę czułości, bo na uczelni staraliśmy się zachować pozory.
Teraz mam o wiele mniej zajęć, a właściwie oboje mamy do zrobienia mniej więcej te same rzeczy - te same projekty, te same zaliczenia. Myślałam, że spędzimy trochę czasu razem, ale mój chłopak ma jakieś takie dziwne podejście, że np. widzieliśmy się w środę, a na następne spotkanie umawia się ze mną w niedziele. Mamy wolne pół piątku i całą sobotę, ale on planuje się spotkać dopiero w niedzielę. Wiem, że nie ma żadnych specjalnych planów, będzie robił to co ja, a jest o wiele zdolniejszy, więc pójdzie mu szybciej. Ja spokojnie byłabym w stanie uszczknąć jeszcze ze 3 godzinki np. w piątek, ale on najwidoczniej nie czuje takiej potrzeby.
Niby mówi, że kocha i inne takie pierdoły, ale jakoś zawszę czuję się jak jakaś ostatnia na liście zadań - jak już zrobi wszystko inne, odrobi zadania domowe, to wtedy spotka się ze mną. Czuję się po prostu olana. Pewnie też porównuję mocno z moim poprzednim związkiem, gdzie nie miałam żadnych wątpliwości, że facet ma ochotę ze mną spędzać czas i że stara się jak może, żeby go było dla nas jak najwięcej.
Żeby nie było wątpliwości, jestem typem samotnika, lubię mieć dużo czasu dla siebie, więc skoro nawet mnie się wydaje, że coś jest nie tak, to chyba rzeczywiście tak jest.
Jakie podejście do tego typu rzeczy macie w Waszych związkach? Będę wdzięczna za komentarze.
|