Kocha, nie kocha?
Witam wszystkie Wizażanki. Jak do tej pory niewiele się udzielałam, raczej czytałam, ale nie bardzo mam osobę, z którą mogłabym o tym porozmawiać, a nie mogę przestać już o tym myśleć. Ale do rzeczy.
Jestem ze swoim TŻ ponad 2 lata, mieszkaliśmy razem przez rok, teraz dzieli nas odległość ok 400km, bo on wyjechał do innego miasta do pracy, a ja mam studia. Przez cały okres naszego związku byłam pewna, że mnie kocha, o czym często mi mówił i po prostu było to widać. Od jakiegoś tygodnia pewność co do Jego uczuć utraciłam.
Rozmawiamy codziennie przez telefon minimum 2h i kiedy tylko mogę, jadę do Niego. Na początku czerwca miałam sesję i w międzyczasie pojechałam do domu rodzinnego, żeby się uczyć i poza tym odwiedzić rodzinę, bo nie było mnie tam długo i wiedziałam, że jak nie pojadę, to pojadę dopiero we wrześniu, bo po sesji planowałam pojechać do Niego. I właśnie to, że pojechałam do domu sprawiło, że miał do mnie żal o to. Czuł się samotny, bo nie ma tam nikogo, poza bratem, który jest bardzo zajęty i nie może Mu poświęcić dużo czasu. I ogólnie od tego momentu jakoś tak zmienił się w stosunku do mnie. Zazwyczaj jak dzwoniliśmy do siebie na dobranoc i mówiłam Mu, że Go kocham, to mówił, że też mnie kocha. Teraz nie odpowiada tak, tylko mówi teksty w stylu "wiem, że mnie kochasz" i się smieje trochę, tak jakby próbował uniknąć odpowiedzi. Któregoś razu zapytałam Go, co do mnie czuje, czy mnie kocha, to nie dał jednoznacznej odpowiedzi. Czuję, że tracę grunt pod nogami. Wiem, że na pewno inna dziewczyna nie wchodzi w grę. Czy to wszystko wynika z tego, że jest sam tak daleko i wedle zasady "co z oczu, to z serca"? Mogę pojechać do Niego dopiero za tydzień. Co mogę zrobić w tej sytuacji? I czy nie przesadzam i niepotrzebnie się martwię?
|