Zacznę od tego, że ja miałam zaświadczenie o naukach od nauczycielki religii (bo miałam robione to na lekcji religii), a TŻ od księdza z innej parafii.
No więc przyszedł ksiądz B. (miły, sympatyczny, modliłam się żeby trafić na Niego, a nie na proboszcza). Najpierw wziął mnie na spytki. Tutaj
stokrocia masz pytanka:
http://weddingpage.pl/pl/porady/prot...zedslubny.html. TŻ został z siostrą zakonną w kancelarii (ja siedziałam w pokoiku obok, do którego można wejść też z mieszkania księży). Siedzę, rozmawiam z B. między innymi o tych zaświadczeniach, na co On stwierdza, że One nie ważne są już teraz, ale że spokojnie, On się nami zajmie, da nam książkę, przeczytamy, przyjdziemy do Niego i On nam wszystko podpisze. Spoko. W tym momencie, z mieszkania przez ten pokoik poszedł do kancelarii proboszcz. I słyszę jakiś jazgot. No, ale nic. Wypytałam B. jeszcze jak z dekoracją etc. Wychodzę, TŻ idzie do B, ja siadam w kancelarii przy proboszczu i słyszę jak ruga kogoś i moje nazwisko podaje etc. Okazało się, że zadzwonił do mojej nauczycielki religii, która wystawiła mi to zaświadczenie, zjechał ją po całej linii i kazał jej osobiście nas przygotować, bo co Ona za świstki wystawia (dodam, że mojej koleżance, od tej samej nauczycielki, 3 miesiące wcześniej przeszło wszystko, tyle że mieli więcej szczęścia i proboszcza nie było), etc. Unieważnił też zaświadczenie TŻ od innego księdza i pojechał po bandzie z kazaniem na temat tego wszytkiego. Spoko. Ja już wnerwiona, uszy mi zwiędły, a tu mnie siostra dobiła ( myślałam, że On przyszedł zobaczyć wszystko bo taki ma obowiązek) i mówi "bo ja nie wiedziałam co z tym zaświadczeniem, to pokazałam proboszczowi". A wszyscy wiedzą wkoło, że On jest nie halo... To po co mu to pokazywała?!? Nawet jak sobie poszedł, to siostra powiedziała, że mieliśmy pecha, że akurat przyszedł, a B. dodał "że tez musiał się akurat napatoczyć"... Próbowałam załatwić, żeby B. z proboszczem pogadał i powiedział, że On nas przygotuje na co tylko oboje z siostrą się uśmiechnęli i powiedzieli "niech lepiej będzie tak jak On ustalił".
Finał zabawy taki, że muszę jutro iść przeprosić Bogu ducha winna nauczycielkę, że ją tak zrugał (no bo z naszego powodu) i prosić ją żeby nas przygotowała. Ciekawe czy się ucieszy jak mnie zobaczy... Myślicie żeby kupić jej jakieś czekoladki/kwiatka?!?
A co do ofiary- to za zapowiedzi 100, a ślub 600. Zapowiedzi dzisiaj płaciliśmy, a ślub przed 10.09, jak przyjdziemy ze świadkami podpisywać papiery.