Witam Was już jako Żona!
To tak po kolei.
Wstałam ok 6.00 z jakimś dziwnym spokojem, ułożyłam mamie włosy, pochodziłam po dworze i pojechałam do kosmetyczki bo o 8 miałam paznokcie-french z delikatnym motywem kwiatowym, potem u fryzjera Pani zrobiła mi piękną fryzurę, potem poszłam na makijaż-sztuczne rzęsy itp-wyglądałam tak,że sama siebie nie mogłam poznać w lustrze, ale była już prawie 13.00 i musiałam szybko się ubierać bo moj TŻ już jechał do mnie-dopiero wtedy mnie dopadł stres-ale na krótko. Przyjechał wyluzowany, potem wykup, błogosławieństwo i do kościoła na spokojnie. Ogolnie zero stresu. Ksiądz Nas wprowadził do kościoła i zaczeła się msza i jak organista zagrał O Stworzycielu Duchu zaczełam się delikatnie rozklejać. Potem przysięga...
...Mąż drżącym głosem i ocierając łzy...ja w połowie tak się rozpłakałam, że myślałam, że nie dam rady skończyć i musiałam chwilę ochłonąć...cały kościół płakał...potem obrączki...płakaliśmy oboje...i cały kościół-jak wróciliśmy na miejsca słychać było tylko jak ludzie pociągają nosami...będę zawsze pamiętać tą Naszą przysięgę i Męża zalanego łzami

Potem życzenia-niewiele pamiętam...wiem, że dużo książek było i kilka prezentów, ale jeszcze ich nie rozpakowaliśmy...
Pojechaliśmy na salę, TŻ mnie wniósł bez problemu i obrócił kilka razy mimo, że wagowo jesteśmy podobni...całe wesele było udane-mimo że zawsze znajdzie się jakieś "ale"-tym razem Nasz kamerzysta...nie chcę opisywać całej sytuacji grunt, że bardzo wszystkich wkurzył i oberwał od kilku osób-w tym ode mnie dosyć mocno i potem fochy strzelał i boimy się teraz o film...

Zespół spisał się za to super i mogę Go teraz z czystym sumieniem polecić.
Wesele skończyło się ok 6 rano...całe wesele rozglądałam się po sali szukając Pary Młodej bo nie docierało do mnie to, że to My

.
Wczoraj były małe poprawiny u Męża i teraz śpi...
Dalej w to wszystko nie wierzę...ale cieszę się bardzo że już jest Mój!
