Zadomowienie
Zarejestrowany: 2010-01
Wiadomości: 1 740
|
Dot.: Inpiracje & Wariacje -> Nasze Ślubne Kombinacje - PM 2012 cz. VII
Cytat:
Napisane przez melod_y
Marylka, niektóre z Nas już opowiadały  Przynajmniej ja opisywałam ale to już dobry czas temu 
Jeśli tylko masz chęci pisz śmiało 
|
No dobra 
Troche tego bedzie bo nie zabardzo wiem od czego zaczac 
Jakies 4-5 lat temu mialam taki troche malo ciekawy okres w zyciu, bo najpierw rozstalam sie z facetem z ktorym bylam prawie 5 lat, nie bede sie rozpisaywac na temat powodow rozstania, ale w kazdym badz razie bylam szczesliwa ze udalo mi sie wyjsc w pore z tego bagna. No i zaczelam sobie na sile szukac nowego faceta...i szukalam...szukalam...az po jakims roku wydawalo mi sie ze znalazlam...byl cudowny, zupelne przeciwienstwo poprzedniego... zakrecilam sie na jego punkcie na maksa...ale po pol roku powiedzil mi ze bedzie dla mnie lepiej jak sie rozstaniemy...no i bajka sie skonczyla...a ja jak rzadko daje sie poniesc emocjom to tutaj bylo mi naprawde ciezko...oj nawet bardzo, bardzo ciezko...no i w tym monencie zdecydowalam ze daje sobie spokoj z facetami, bez nich tez mozna sobie zycie fajnie zorganizowac, a przynajmniej nie trzeba pozniej plakac do poduchy...zapisalam sie na kurs hiszpanskiego, na kurs salsy, odnowailam stare zapomniane kontakty, na wakacje jezdzilam tylko z kolezankami, nie bylam od nikogo ani od niczego zalezna, wychodzilam gdzie chcialam, wracalam o ktorej chcialam, nikt nie pytal, gdzie i z kim... i powiem wam szczerze ze strasznie spodobalo mi sie takie zycie...w ogole nie odczuwalam braku faceta...
No i jakies 3 lata temu...wyskoczylysmy sobie z kumpela pod koniec wakacji do Egiptu...slonce, plaza, wiatr we wlosach...zupelne oderwanie od rzeczywistosci....ach coz to bylo za miejsce ktoregos dnia wybralysmy sie na wyspe Los Mohamed zeby ponurkowac ( byc w Egipcie i nie nurkowac to tak jak piramid nie zobaczyc)...dla nas to byl oczywiscie pierwszy raz...spakowalysmy wiec nasze zestawy ABC do snurkowania ( pletwy, maska, fajka ) co przypominalo wygladem pokrowiec na rakiete tenisowa...i skoro swit wyruszylysmy zadowolone na podboj raf koralowych oczywiscie wypad byl zorganizowany, podjechal pod nas busik...po drodze zabralismy jeszcze kilku innych zapalonych nurkow...pod jednym z ostatnich hoteli wsiadlo 3 facetow, kazdy z nich z 2 wielkimi torbami jakby sie conajmniej przeprowadzali...tam oczywiscie siedzial profesjonalny sprzet do nurkowania, ledwo do naszego busika sie zmiescili...troche sie dziwnie poczulysmy z naszymi malymi "rakietkami do tenisa" na kolanach...malo tego czulam jak jeden z nich gapi sie caly czas bezkarnie na mnie, myslac pewno naiwnie ze ciemne okulaty go maskuja...gadali w jakims zupelnie dla mnie niezrozumialym jezyku...i widac bylo ze maja niezly ubaw z naszych rakietek do tenisa ...mysle sobie byle do centrum nurkowego, a pozniej na pewno zgubimy ich z oczu no niestety, pech chcial ze na setki osob ktore czekaly na dziesiatki promow, ktore mialy nas zabrac do raf, wyladowalismy dokladnie na tej samej . No nic to, jakos bedziemy sobie radzic...Rozlozylysmy sie wygodnie na samej gorze, by moc w nieskonczonosc podziwiac piekne widoki...nie uplynelo kilka min, jak owe typy rozlozyly sie dokladnie obok nas, mimo ze na promie bylo sporo wolnego miejsca...no i zaczely sie pytania, typu: How are you? What's your name? Where are you from? en blalabla....jakos w ogole nie mialam ochoty na tego typu konwersacje, grzecznie odpowiadalam bez wdawania sie w szegoly...pozniej zaczelysmy sobie z kolezanka pstrykac pamiatkowe fotki na tle tych pieknych widokow...no i nagle slysze, ze on nam chce fotke zrobic, tak zebysmy razem na niej byly... No dobra, w sumie czemu nie, fajnie miec wspolna fotke z wakacji...a pozniej czy moze kolezanka zrobic fotke nam tzn mnie i jemu...hmmm...no w zasadzie jak juz tak bardzo chce to niech ma...wlasciwie to nie wiem po co mu ale, sie zgodzilam...no i pozniej oczywiscie wymiana e-maili bo przeciez on tez chce to zdjecie i zebym mu je przeslala po powrocie do Polski...pozniej caly dzien w zasadzie nie mielismy kontaktu, bo mielismy wspolnego instruktora i nurkowalismy na zmiane...przy obiedzie zamienilismy jeszcze kilka zdan...a na koniec dnia poprosil mne o nr tel, zebysmy sie moze wieczorem na jakas impreze w centrum umowili...z reguly nie rozdaje swojego numeru na prawo i lewo ale tak sobie pomyslam w sumie czemu nie, jak mamy siedziec w holetu, to lepiej do Naamabay na jakiegos drineczka wyskoczyc...dzien sie skonczyl, wrocilysmy do hotelu, zjadlysmy kolacje i bylysmy tak padniete ze jedno o czym myslalysmy to polozyc sie i zasnac...nurkowanie bardzo meczy, szczegolnie pierwszy raz kiedy organizm nie jest przystosowany do tlenu z butli...tak wiec wyslalam nieznajomemu sms ze bardzo nam przykro ale z imprezy nici bo jestesmy padniete...moze innym razem odpisal ze szkoda i wogole bardzo mu bylo mi mnie poznac...na drugi dzien calkowicie o nim zapomnialam zyjac kolejnymi atrakcjami, on cos tam jeszcze pisal, ale olalam temat zupelnie...i tak skonczyly sie wakacje, wrocilysmy do PL, do szarej rzeczywisci...w pracy wszyscy pytali o wrazenia , jak bylo, czy poznalalysmy kogos ciekawego...a my zgodnym chorem, ze nie, ze my tam nie na facetow pojechalysmy, a o nieznajomym zapomnialam zupelnie..i tak wrcilam do swiata zywych, do pracy mojej kochanej i do codziennych obowiazkow...jakies 2 tyg pozniej dostalam dziwnego smsa...jak sie pozniej okazalo wlasnie od tego nieznajomego ktory ponoc nie moze o mnie zapomniec i w ogole strasznie zaluje ze nie udalo nam sie pozniej spotkac i czy nie moglabym mu przesla tej fotki co niby obiecalam...no to wyslalam dla swietego spokoju...ten cos tam odpisal w podziekowaniu...no to i ja jemu z grzecznosci tez cos odpisalam...i tak sie nam korespondencja mailowa zaczela rozwijac...pozniej przerzucilismy sie na skypa, pozniej na kamerke...od pierwszego smsa nie bylo ani jednego dnia w ktorym bysmy sie ze soba nie kontaktowali...napiecie zaczelo wzrastac...a po miesiacu powiedzialam mu zeby sobie wzial czwartek i piatek wolny, bo kupilam bilety i przylatuje do niego na weekend tak sie ucieszyl ze sie malo nie poryczal no i sie spotkalismy  bylo goraco no i tak juz zostalo po kolejnym miesiacu pojechalam do niego na dwa tygodnie i juz wtedy wiedzialam ze to facet na ktorego czekalam cale zycie i z ktorych chce byc na zawsze a pozniej byly cudowne powitania, dlugie tesknoty, smutne pozegnania...i tak przez prawie 2 lata, latalismy do siebie, tam i z powrotem, czasami spotykalismy sie na romantyczne weekendy to w Pradze, to w Paryzu, to Brukselli... no a pozniej przyszedl czas na podjecie decyzji co dalej, i tak oto wywrocilam swoje zycie do gory nogami, zostawilam moj kochany Krakow, moich przyjaciol, najwspanialsza prace na swiecie, rodzine i wyjechalam do krainy wiatrakow, by rozpoczac wszystko od nowa, ale za to z najwspanialszym i najukochanszym czlowiekiem u boku 
No i jak sobie pozniej opowiadalismy o naszych wrazeniach z pierwszego spotkania do powiedzial ze jak mnie zobaczyl w busika z ta "rakietka tenisowa"na kolanach to zakochal sie we mnie od pierwszego wejrzenia, a poniej bacznie mnie obserwowal na promie, i tak sobie pomyslal ze gdyby mial taka kobiete to zrobil by dla niej wszystko no i jak na razie slowa dotrzymuje i mam nadzieje ze to nigdy sie nie zmieni (oczywiscie w granicach rozsadku, krokodyla mu nigdy nie kazywalam przynosc )
Heh...ale sie rozpisalam...ciekawe czy ktos dobrnal do konca 
A zalacze wam jeszcze kilka fotek z tego dnia kiedy sie poznalismy, na 3 zdjeciu nasza "rakietka do tenisa" i oczywiscie nasze pierwsze foto razem kiedy przez mysl mi nie przeszlo ze moge rzucic wszystko dla jakiegos Holendra
|